Poranek zaczyna się jak zwykle. Wciągam dres na piżamę, nieprzytomnym wzrokiem szukam kluczy od mieszkania i wychodzę z psem na spacer. Zachodzę do mojego ulubionego sklepu po Tigera, choć jest mi zupełnie nie po drodze. Nigdy nie wybieram osiedlowego spożywczaka- z prostego powodu, mają tylko Black’a, którego cena jest zupełnie nieadekwatna do jakości. Po powrocie do domu zasiadam przed laptopem, otwieram puszkę napoju i zaciągam się papierosem. Klikam na niebieską ikonkę Facebook’a i co widzę? ”Artystyczne sesje” noworodków, wykonane przez ich matki.
Celowo użyłam słowa ”sesje”, ponieważ na jednym czy dwóch zdjęciach dziennie [!] nigdy się nie kończy. Dla matek nie ma znaczenia, że na każdej fotografii ich dzieci wyglądają tak samo: małe, czerwone i pomarszczone. To jest właśnie ten moment, w którym dziękuję Bogu, że moja mama nie miała internetu, kiedy przyszłam na świat. Zdumiewające, jak wiele pozytywnych komentarzy widnieje pod tymi zdjęciami. Nie, ”pozytywnych” nie jest właściwym określeniem. Komentarze ociekają słodkim, lepkim lukrem- zupełnie jak uświnione twarze niemowlaków, których te wypowiedzi dotyczą. Kiedy widzę zdjęcie prezentujące młoda kobietę, karmiącą swoje dziecko brązową papką, która ulewa mu się dosłownie po wszystkim, łącznie z markową sukienką matki, zastanawiam się, czy kliknięcie ”Lubię to”, aby na pewno jest na miejscu.
Niekwestionowanym ewenementem, są kobiety, które wstawiają selfie na chwilę przed porodem lub tuż po. Tak, właśnie te, leżące w szpitalnym łóżku, z rozwartymi nogami i przedzierającym się przez spoconą twarz grymasem. Czy w takich chwilach najważniejsze jest podzielenie się zdjęciem ze znajomymi, którzy i tak woleliby na to nie patrzeć? Czy to czas na terapię u psychologa? Wrzucanie na swoją ścianę fotek USG jest co prawda mniej odrażające, jednak wciąż niezrozumiałe. Przeciętny człowiek oprócz czarno-białego tła, i tak nie potrafi niczego na nim dostrzec.
Ostatnio natrafiłam na zdjęcie, przedstawiające ogromną ”syrę” przyłożoną do małej stopy niemowlęcia (że to niby takie piękne?). Na początku myślałam, że to jakieś Yeti, ostatecznie stopa dobrze zbudowanego ojca i właśnie wtedy dostrzegłam różowy lakier na paznokciu palca u nogi. Myślę, że zamysł zdjęcia był następujący:
Niestety, nie wyszło.
Pierwsza kupka na nocniku, zdjęcia sprzed kąpieli, w trakcie kąpieli, po kąpieli, przed przewijaniem, w trakcie przewijania, po przewijaniu- SERIO?! To nie tak, że nikogo to nie interesuje. TO PO PROSTU WSZYSTKICH OBRZYDZA. Z wyjątkiem pedofili oczywiście.
Jeśli jeszcze nie zwróciliście śniadania, napomknę o niestosownych, publicznych wypowiedziach:
”Miałam rozwarcie na 3 centymetry…”, ”Wczorajszej nocy ubrudziłam męża mlekiem wyciekającym z moich piersi…”, ”Kochani, co zrobić gdy kolejny dzień mój skarbeczek robi rzadką kupkę [tutaj szczegółowy opis konsystencji i koloru]”
Czy młode matki, odczuwające tęsknotę za dawnym życiem towarzyskim, wiedzą gdzie kończy się granica, której nie powinny przekraczać? Czy zdają sobie sprawę, jakie niebezpieczeństwo niesie za sobą udostępnianie osobistych zdjęć swoich dzieci? Nie mówię tu tylko o pedofilach zabawiających się przy zdjęciach maluchów… Wszystko co zostało raz wrzucone na Facebook’a, pozostaje tam na zawsze. Oznacza to, że zdjęcia mogą być wykorzystane do reklam czy memów i nikt nie potrzebuje na to żadnego zezwolenia.
Dokumentowanie niecnych poczynań tych starszych maluchów, jest zupełnie inną sytuacją. Znam kilka małych, uroczych łobuziaków, na których występki patrzę z wielkim uśmiechem na twarzy i mogłabym tak cały dzień. Jednak umówmy się, nie wszystkie dzieci są takie słodkie i mądre Niestety kwestia bezpieczeństwa w internecie również ich dotyczy, ale weź i się człowieku pohamuj od uwiecznienia chwili, w której dwulatek mówi matce: ”Nie jedz tych chipsów, bo pupa Ci urośnie”
Drogie Matki Polki, jeśli jesteście uzależnione od Facebook’a, Instagram’a czy innych portali, wrzucajcie tysiące swoich selfie (jak to robiłyście przed i w czasie ciąży), a dzieciakom dajcie odrobinę prywatności i poczucie bezpieczeństwa. Na pewno podziękują Wam, kiedy za parę lat nie będą wyśmiewane przez rówieśników, wynajdujących zdjęcia z dzieciństwa swoich kolegów.
Już sobie wyobrażam to oburzenie matek, spowodowane przeczytaniem tego wpisu Jest to kolejna, bardzo niepokojąca cecha większości rodziców- poczucie wyższości nad osobami bezdzietnymi. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, dlaczego tak jest i kompletnie tego nie rozumiem. Tylko nie wyskakujcie mi tu z doświadczeniem, bo nie widzę związku. Moi wspaniali rodzice, w stu procentach podzielają moje zdanie, więc argumenty: ”Jak będziesz miała własne dzieci, to zrozumiesz”, są najzwyczajniej nie na miejscu. Polecam założenie albumu zdjęć Waszych pociech (kiedyś ludzie robili takie rzeczy) i dzielenie się fotografiami poprzez prywatne wiadomości.