To będzie krótka historia o tym, jak zrobiłam z siebie kretyna na basenie. Nie żeby to był mój pierwszy raz, i na pewno nie ostatni, myślę jednak, że najbardziej przypałowy. No dobrze, może była wcześniej jedna taka sytuacja.
Poszłam kupić dziadkom leki i syrop sosnowy. Oczywiście już w drodze do apteki zapomniałam, jak nazywał się ten syrop, jednak kojarzyłam, że było to coś związanego z drzewem.
– Dzień dobry. Poproszę jakieś leki na przeziębienie, takie dla starszej osoby, i syrop klonowy.
– Jaki syrop? – Pyta farmaceutka, nie ukrywając zdziwienia zmieszanego z rozbawieniem.
– Klonowy. – odpieram.
– Nie mamy takiego syropu, ale proszę spróbować tu obok w cukierni.
Jeszcze nigdy nie słyszałam o tym, żeby syrop na przeziębienie można było kupić w cukierni. Myślę sobie, że jakaś nienormalna ta babka, trudno, spróbuję w innej aptece, przecież nie będę robić z siebie debila, pytając w cukierni o syrop. Więc podziękowałam i wyszłam. Jak tylko zamknęłam za sobą drzwi, resztki moich szarych komórek zaczęły intensywnie pracować, aż w końcu mnie olśniło. Zaczęłam gorączkowo kojarzyć fakty: syrop klonowy – cukiernia – słodkie naleśniki… Kurwa. Sosnowy. Już miałam ponownie otwierać drzwi do apteki, ale w porę uświadomiłam sobie, co tam właśnie zaszło przy tym okienku. Od tamtej pory, a było to około trzy lata temu, omijam to miejsce szerokim łukiem, bo boję się, że gdzieś na ścianach mają moje zdjęcie z podpisem „Poproszę syrop klonowy. Tak, ten na przeziębienie.”
Nie minęły dwa lata, jak pojechałam z bratem i ziomkiem na basen. Na tym basenie była sauna. A ja nigdy wcześniej nie korzystałam z takich wynalazków. Do dziś zastanawiam się, jakim cudem jestem w stanie zrobić format komputera, a jasne instrukcje sauny mnie przerosły. Na początku szło mi nawet nieźle: rozebrać się do naga, owinąć się ręcznikiem, wejść do sauny, usiąść na deskach i zacząć się pocić. Nie wiem, czy wytrzymałam pięć minut, kiedy stwierdziłam, że zaczynam mdleć, więc wstałam i wyszłam. Oczywiście oburzona, że taki gorąc – jak to w saunie. Zamykam za sobą drzwi i zmierzam pod prysznic. Korzystając z tego, że nie ma nikogo w pobliżu, zsunęłam z siebie ręcznik, a że po drodze było lustro, to zaczęłam się w nim przeglądać, mając nadzieję, że za sprawą magii i jednorożców oraz pięciu minut spędzonych w saunie ubyło mi trochę tłuszczu. No nie ubyło. Dla pewności powyginałam się tam jeszcze chwilę, jak mistrz densingu z „Jaka to melodia”, to znaczy tak [tylko z dźwiękiem!]:
https://www.youtube.com/watch?v=w8AvgddJYpA
Następnie wkroczyłam dumnie pod prysznic, ciesząc się orzeźwiającą wodą, po czym znowu przejrzałam się w lustrze, owijając się niespiesznie ręcznikiem. Po chwili wychodzi mój brat z Maxem. Adaś taki jakiś zielony na twarzy, Max speszony. Widocznie nie tylko mi ta sauna nie służy.
– Lee… – zaczyna delikatnie Max. – Odjebałaś.
– Co się stało?
Kilka minut wcześniej w saunie…
– My też wychodzimy zaraz, co nie? – odparł Adam.
– Myślisz, że twoja siostra ma świadomość, że tu jest lustro weneckie? – pyta Max.
– Znając ją, myślę, że nie. A co?
– Spójrz przed siebie.
Adaś wygląda przez drzwi, po chwili zakrywa oczy ręką – powiedz mi, że tego nie zrobiła.
– Aha. Zrobiła to. – odpowiada Max, który również spuścił głowę. – Powiem ci więcej. Znowu to zrobiła. – mówi, ponownie zakrywając oczy.
– Powiemy jej? – pyta Adaś.
– No chyba trzeba.
* * *
– O kurde! Serio? Nie wiedziałam, że tu jest weneckie lustro. Ej, a jak się prezentowałam? Chyba zapomniałam wciągnąć brzuch.
– Lidka! Kilkunastu typów właśnie widziało cię nago, łącznie ze mną, a ty pytasz się, czy dobrze wyglądasz?! Masz w ogóle świadomość, że po tym, co co tu przed chwilą zobaczyłem, moje życie już nigdy nie będzie takie samo… – odpowiada strapiony Adam.
– Wydaje mi się, że chyba jednak wciągnęłam…