damsko-męskie

GDZIE TWÓJ RYCERZ NA BIAŁYM KONIU?

Poruszę temat, o którym w dzisiejszych czasach możecie przeczytać dosłownie wszędzie, a więc oryginalna nie będę. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek popełnię ten wpis, bo najzwyczajniej w świecie nie dowierzałam, że takie historie dzieją się naprawdę. Najbardziej w ten temat lubi Piotr C. z ,,Pokolenie Ikea”, którego cenię za styl pisania, ale treść zawsze traktuję z dystansem, ponieważ wydaje mi się mocno podkoloryzowana. Otóż nie tym razem.

Marta – ładna, inteligentna, 26-cio letnia księgowa, z wykształcenia historyczka [fuck logic] straciła ostatnio dwie przyjaciółki, gdzie jedną z nich zna od dzieciństwa. Poróżniło je podejście do życia.

Pierwsza z dziewczyn jest świeżo upieczoną rozwódką. Powodem rozstania była, suprise, suprise: różnica charakterów. Generalnie to wszystko jest dla ludzi, rozwody też, ale jak dwie osoby znają się od gówniaka, to wydaje mi się dziwne, że przez tyle lat nie zdążyli oswoić się ze swoimi charakterami. Owa przyjaciółka poznała żonatego mężczyznę, z którym spędzają upojne chwile w hotelowych łóżkach, a od niedawna planują wspólną przyszłość. To znaczy ona planuje, nie wiem, co na to żona jej kochanka i dwójka dzieci.

Trochę poleciałam, nazywając naszego basenowego Rodrigeza mężczyzną

Jeśli prawdziwy facet powie A, powinien też powiedzieć B i C, inaczej to on nigdy delty nie obliczy. A jak mówi stare, chińskie przysłowie: „Kto delty nie obliczy ni razu, ten wzoru na szczęście zaznać nie może”. Ja deltę liczę od kiedy pamiętam, to jest od gimnazjum, a więc szczęśliwym człowiekiem się mianuję. Choć przyznam, że czasem nadchodzi taki dzień, w którym nie możesz ukryć ekscytacji spowodowanej nowym odcinkiem „Ojca Mateusza”, jaki masz nadzieję obejrzeć wieczorem, a tu zonk, sezon się skończył, nowego odcinka nie będzie. To jest już natomiast kwestia rachunku prawdopodobieństwa, w którym byłam słaba od zawsze. No i to jeden z niewielu przykładów, gdzie wzór na deltę nie ma zastosowania w codziennym życiu.

Jednak nie o wybory życiowe tu chodzi

Winy naszej rozwódki w zaistniałej sytuacji nie widzę. Nie rozbija nikomu rodziny, gdyż nie ma mowy o jakiejkolwiek familii, skoro jakaś kobieta jest w stanie uwieść zajętego faceta. Ich małżeństwo rozpadło się o wiele wcześniej, co zaskutkowało szukaniem pocieszenia gdzie indziej. I nie widziałabym w tym nic złego, gdyby ta parodia mężczyzny zachowała się odpowiedzialnie, w pierwszej kolejności komunikując swej małżonce, że odchodzi, a później układała sobie życie na nowo. A weź i to teraz przyznaj, jak takaś mądra… Sorry stary, taki lajf.

Czerwona czy niebieska?

Nasza kolejna gwiazda, jest mężatką, która lubi co weekend przykurwić sobie w dens z nowo poznanymi mężczyznami. Nie wiem, czy można tu mówić o jakimkolwiek poznaniu, chyba, że czucie twardego penisa na dupie też się liczy, no to wtedy tak. Nie wiem jakie oni tam mają relacje ze swoim życiowym wybrankiem, zadeklarowali jednak monogamię, co pozwala mi sądzić, że mąż tym weekendowym szaleństwem zachwycony być nie może. Skoro tej dziewczynie brakuje rozrywki w małżeństwie, powinna pomyśleć o zmianie partnera. Bo w tym, że ma inne potrzeby niż jej wybranek, naprawdę nie ma nic złego. Coś się spieprzyło po drodze i po prostu podjęła złą decyzję, kiedy Morfeusz zapytał się, którą pigułkę wybiera: niebieską – po zażyciu której obudzi się we własnym łóżku i wciąż będzie żyć w Matrixie, zastanawiając się, jaką potrawę wybrać na pierwsze danie przyjęcia weselnego, czy czerwoną – dzięki której przejrzy na oczy, przestanie żyć w iluzji i uzmysłowi sobie, że powinna odwołać zaręczyny. No cóż, życie.

Do zakochania jeden krok

Teraz powracamy do momentu, w którym przyjaźń pomiędzy Martą i dwoma gwiazdami estradowo-filmowo-radiowo-telewizyjnymi kończy się. Dziewczyny, zatroskane przyszłością swojej przyjaciółki, postanowiły zeswatać ją z pewnym młodzieńcem. Moja koleżanka nie była zainteresowana ich propozycją, więc uprzejmie podziękowała za opiekuńczość. W tenże sposób dowiedziała się, że jest dziwna, a z takim średniowiecznym podejściem, to już zawsze będzie samotna. Przecież ma dwadzieścia sześć lat, a więc jedną nogą stąpa ciemnym tunelem w stronę światła, młodsza już nigdy nie będzie, a kiedy nadarza się pierwsza lepsza okazja, to ona nie chce z niej skorzystać. No tak moja droga to ty nigdy męża nie posiądziesz, a przecież posiadanie partnera jest w życiu najważniejsze. Łat da fak?

Człowiek cały czas żyje w świadomości XXI wieku, a nagle okazuje się, że to średniowiecze. Jednak po chwili konsternacji uzmysławia sobie, że przecież wychodzenie za mąż w młodym wieku, bez miłości i możliwości poznania drugiej osoby jest domeną nomen omen średniowiecza.

Marcie zarzucono również, że ma za wysokie wymagania, dlatego nie jest w stanie stworzyć normalnego związku. Wysokie wymagania to może mieć uczelnia z dobrą renomą w stosunku do przyszłych studentów. Ty drogi(a) czytelniku/czytelniczko, masz prawo do życia z kimś, z kim będziesz szczęśliwy(a). Naprawdę nie wierzę w to, że muszę pisać takie trywialne „mądrości”, ale człowiek nie jest definiowany przez pryzmat drugiej osoby, tylko przez samego siebie. Jeśli wciąż jesteś singlem(ką) oznacza to, że żadna z poznanych przez Ciebie do tej pory osób nie podołała Twoim oczekiwaniom wobec partnera i nie zamierzasz popełniać błędów, krzywdząc tym samym siebie i innych. No chyba, że jesteś rudy, to zdecydowanie zmienia postać rzeczy. Just kidding.

Mogłabym to wytłumaczyć na wzorze delty, ale prościej będzie słowami, otóż recepta na udany związek wygląda tak: najpierw kogoś poznajesz, jarasz się jego/jej zaletami, z czasem dostrzegasz wady drugiej osoby, stwierdzasz, że możesz je zaakceptować. Beng! A jeśli ktoś jest zainteresowany, podam również receptę na nieudany związek: poznajesz kogoś, jest zajebiście, z czasem dostrzegasz cechy charakteru, których nie jesteś w stanie zaakceptować, zatem próbujesz zmienić drugą osobę, nie wychodzi, ale wciąż tkwisz w Matrixie. Oto sposób na zniszczenie sobie życia, patrz przykład wyżej opisanych kobiet.

Zauważyłam, że wciąż panuje moda na zawieranie małżeństw na podstawie ciąży. Słysząc o takich anomaliach, zawsze zastanawiam się, co poszło nie tak. I wcale nie chodzi o pękniętą prezerwatywę, a o brak odpowiedzialności paradoksalnie związany z troską o dziecko. Jak myślisz, czy Twój syn/córka będzie szczęśliwszy, wychowując się w fikcyjnej rodzinie bez miłości, czy kiedy obydwoje rodziców będzie miało szansę na udane życie z kimś innym? Jeśli wybrałeś(aś) pierwszą odpowiedź, jeszcze nic straconego, każdy ma prawo do pomyłki, więc możesz wziąć rozwód, a jeśli związek nie jest przypieczętowany przez urząd to jeszcze łatwiej, możesz się rozstać. A w ostateczności jest jeszcze jedna opcja. Rozpędź się i walnij z barana w ścianę. Pomogło? Jeśli nie, powtarzaj tę czynność do skutku.

Jeśli jesteś racjonalnie myślącą osobą i wciąż nie znalazłeś(aś) swojej drugiej połówki mozzarelli, a co rusz zadają Ci pytanie: „gdzie Twój rycerz na białym koniu?” lub „gdzie Twoja księżniczka z wysokiej wieży?”, odpowiedz zwięźle:

W DUPIE.

 

 

Udostępnij