Piątkowy wieczór.
Po ognistym romansie z podatkami, który chłonęłam każdym neuronem mego ciała przez pięć ostatnich dni, ostatecznie pozbyłam się resztek pożądania na podciśnieniowej bieżni w akompaniamencie tefałenowskiej „Szkoły”. Pozdrawiam wszystkie recepcjonistki z fitness klubu, którym uderzył do głowy piąty dzień tygodnia, i w tym ferworze otumanienia pomyliły przyciski na pilocie od dekodera. Chociaż jak tak sobie ostatnio posłuchałam, co grają na Eska Tv, to może i lepiej się stało.
Wróciłam do domu z obolałymi mięśniami mózgu, bo te na dupie i nogach miały się całkiem nieźle w przeciwieństwie do moich oczu i uszu. Chcąc pozbyć się raz na zawsze tego balastu miotającego moimi myślami, odpaliłam sesję hipnozy relaksacyjnej. Przed wciśnięciem PLAY, wzięłam orzeźwiającą kąpiel, ułożyłam się wygodnie na łóżku, gasząc światło. Mój pies wyczuł idealny moment na to, aby wpaść do mojego pokoju razem z drzwiami, które odbiły się z hukiem od ściany. Stanęła na środku, rzucając w moją stronę obślinioną piłkę, po czym przechyliła lekko łebek na znak: „No przynieś, czekam”. Wstałam, zamknęłam drzwi, ułożyłam się już mniej wygodnie na łóżku, bo większość miejsca zajęła Koka. Odpaliłam hipnozę.
Weź teraz głęboki, pełny oddech i wyobraź sobie, że wraz z wydychanym powietrzem wychodzi całe napięcie z twojego ciała. Wypuść… Jeszcze raz wciągnij i wypuść… Za chwilę wejdziesz w trans… A teraz jeszcze raz weź głęboki oddech, wydychaj powietrze i wyobraź sobie, że napięcie w końcówkach twoich palcy…
Wyrwałam się z błogostanu, słysząc ostatnie słowo. PALCY?! Mam oddać swój umysł typowi, który nie umie odmieniać przez przypadki? Skupiłam się ostatecznie na hipnozie, powtarzając w myślach: palców, palców, palców.
Palce u stóp stają się takie delikatne i lekkie. Przy kolejnym wdechu i wydechu wyobraź sobie, że napięcie z twoich nóg, opuszcza twoje ciało. Bardzo dobrze, dochodzisz już do swoich kolan, a z każdym wydechem wypuszczasz z siebie złą energię i złe napięcie. Teraz dochodzisz do okolic swego brzucha, wdech i wydech. Czujesz się coraz bardziej lekko, wręcz zapadasz się w podłoże…
Zza okna dochodzi gromki śmiech entuzjastów piątkowych wieczorów niosący się echem po całym osiedlu. Pielgrzymki do monopolowego za 3, 2, 1… Próbuję na nowo skupić się na hipnozie, lekceważąc hałas dobiegający z zewnątrz.
Wszystkie twoje lęki, zdenerwowania i negatywne emocje pomału wychodzą z twojego ciała, a ty czujesz się coraz bardziej lekko i swobodnie. Pomału wydaje ci się, że nie masz kontroli nad swoimi mięśniami… Wyobraź sobie teraz jakieś miejsce, w którym zawsze czujesz się dobrze. Niech będzie to miejsce, które przywołuje takie emocje jak bezpieczeństwo, pewność siebie, niech będzie to pewnego rodzaju azyl, do którego zawsze wracasz myślami, kiedy masz jakiś problem lub kiedy czujesz się źle. Wyobraź sobie takie miejsce, za którym tęsknisz, i które w twojej głowie kojarzy się z pewnego rodzaju sacrum. Doskonale, a teraz opisz to miejsce w swojej głowie, postaraj się dostrzec jak najwięcej szczegółów…
Postępując zgodnie ze wskazówkami hipnotyzera, przenoszę się myślami do mojego domku na wsi. Siedzę na ogrodowej huśtawce zapatrując się w usłany rozmaitymi kwiatami, malowniczy ogród. Przez szczeliny brązowego płotu, zaraz za zieloną polaną, dostrzegam przemykający pociąg, a później nastaje cisza. Słyszę ciche cykanie koników polnych, obserwując leniwie zachodzące słońce. Tylko w tym miejscu herbata ma swój wyjątkowy smak, opróżniam kubek łapczywymi łykami. I mogłabym tak wpatrywać się godzinami w granat tutejszego nieba nieskalanego miejskim światłem, a później leżeć na zielonej trawie, podziwiając gwiazdy.
– Timon? Zastanawiałeś się, co tam migoce w górze?
– Pumba, nie musiałem, ja wiem.
– Łoo, no to powiedz!
– To świetliki. Świetliki, które się przykleiły do tego tam granatowego w górze.
– O rety, a więc to nie są płonące kule gazowe oddalone o miliony mil?
– Pumba, czy tobie wszystko kojarzy się z gazami?*
Jest mi tak błogo, muskam gołą stopą delikatną trawę, rozkoszuję się ciszą i magicznym niebem, kiedy nagle ktoś krzyczy: „Turniej czterech setek rozpoczęty! Zaczynamy od wiśniówki! No to hop, na zdrowie!”.
Otwieram oczy, zrywam się ze złością z łóżka, zatrzaskuję okno. To tyle, jeśli chodzi o relaks. Kontynuowanie hipnozy w zaistniałych warunkach, nie miałoby sensu, zupełnie jak dopatrywanie się głębszego przesłania w piosence „Llama In My Living Room”.
Dziugam psa w plecy, coby się przesunął choć trochę. Nic. Dziugam jeszcze raz, mocniej. Zero reakcji. Mówię do niej: „Koka, wstawaj!”. Nic. Przynajmniej mój pies jest podatny na hipnozę. Niech sobie śni o surowym kurczaku i wielkiej polanie, przez którą biegnie pełna szczęścia ze swoim jedynym ziomkiem (królikiem Stefanem) na karku.
* cyt. „Król Lew”