życie codzienne, ludzie

JESTEM LETNIARĄ

Nadeszła najgorsza pora roku. Jesień – ta szara, deszczowa, zimna i nijaka pinda, przez wielu ludzi nazywana najbardziej magiczną porą roku. Jak dla mnie jest tak samo magiczna jak Salazar Slytherin. Uosobienie zła i beznadziei. Jesień wyplewiła ze mnie wszelkie pokłady dobrego humoru i nadziei na lepsze jutro, na odchodne zostawi jeszcze zimę, a tej raszpli nie cierpię mocniej. I tak przez następne pół roku pozostanie mi karmić się ironią i sarkazmem, które pozwolą jako tako przeżyć ten ciężki czas.

Jestem typową optymistką, naprawdę niewiele mi potrzeba do szczęścia, czasem wystarczy jedynie bezchmurne niebo i dwadzieścia kresek na plusie. Postanowiłam zatem stawić czoła temu, co się odpierdziela za oknem, próbując znaleźć jakieś zalety tej pindy. Trochę poszperałam w internecie, poczytałam, za co ludzie lubią jesień. Poniżej zamieszczam wyniki mojego riserczu.

JESIENIARA

Jesień jest najbardziej malowniczą porą roku. Spacer wśród mieniących się czerwienią i złotem liści, a później rozgrzewająca herbata w ulubionym kubku to idealnie spędzone popołudnie.

LETNIARA

Ten instagramowy wysyp zdjęć w brunatnych liściach przyprawia mnie o mdłości. Cóż za turpizm! Jak obumierająca roślinność może być piękna? Również jestem fanką herbaty, ale jakoś bardziej smakuje mi na rozpieszczonym promieniami słońca tarasie, na którym mogę odpoczywać w letniej sukience, bez szalika, dziesięciu swetrów i śpiwora.

JESIENIARA

Jesień to wspaniały czas na czytanie książek i oglądanie dobrych filmów pod kołderką, koniecznie ze szklaneczką grzanego wina lub kakao.

LETNIARA

Dokładnie to samo można robić latem. Za to są tysiące innych rzeczy, których nie zrobimy jesienią. BO PIŹDZI.

JESIENIARA

Uwielbiam wpatrywać się siąpiący za oknem deszcz, uspokaja mnie i skłania do refleksji.

LETNIARA

Serio? Latem też pada deszcz, ale pocieszającym jest fakt, że nie codziennie. Przy odrobinie szczęścia można nawet zobaczyć tęczę.

JESIENIARA

W ten magiczny jesienny czas wieczory są dużo dłuższe, dzięki czemu wolimy przesiadywać w ciepłym domu, co w sumie jest dobrą wymówką dla naszego lenistwa. 😉

LETNIARA

Tak, moja jesienna chandra uwielbia, kiedy o 16:00 robi się ciemno jak w dupie, ta z kolei jest mi wdzięczna za dodatkowe kilogramy i uwiecznienie jej odciśniętego kształtu na łóżku. Nicnierobienie jest tak ekscytujące, jak wieczór ze szklaneczką szkockiej i xanaxem – ahoj przygodo!

No jakoś mnie te zalety jesieni nie przekonały.

Znalazłam jednak jeden plus tej smutnej, jak piosenki Ani Dąbrowskiej, pory roku. Otóż jest to idealny sezon na zgubienie kilku kilogramów i zadbanie o sylwetkę.

Wiosna i lato są fenomenalnym czasem na zwiedzanie nowych miejsc, podróże, spędzanie czasu z rodziną i przyjaciółmi na biesiadach, a nie od dziś wiadomo, że tego typu przygody lubią brzydkie jedzonko w nieco większych ilościach i kaloryczne procenty.

Jesień pod tym względem (i tysiącem innych) jest na tyle słaba, że o zwiedzaniu możemy zapomnieć, chyba że lubimy po ciemku i na mokro, ja nie bardzo, więc żeby nie zadławić się tym bólem egzystencjonalnym, a przy okazji nie dorobić się odleżyn jak śmierdzący leń, po prostu ćwiczę. Skoro już biorę się za aktywność fizyczną, przy okazji dbam o to, co jem. Jest dużo łatwiej niż latem, bo odpadają grille, wzmożone życie towarzyskie zakrapiane czerwonym winem czy zimnym piwkiem w piątkowy wieczór na plaży przy zachodzie słońca. Jesienią czy zimą generalnie nie zaobserwowałam jeszcze takiego zjawiska jak zachód słońca, bo jak wychodzę z pracy to jest już ciemno. Na wschody też nie ma co liczyć, bo rano, suprise, suprise… JEST CIEMNO.

No i muszę przyznać, że to w sumie ogromna zaleta jesieni, dzięki temu jeszcze nie toczę się przez życie jak bułka wypchana tłuściutkim camembertem, którego niebotyczne ilości pochłaniam latem.

Zatem determinacja do zrzucenia kilku kilogramów jest wysoka, każdego wieczora przeglądam się w lustrze z myślą, że w te wakacje będę Karyną plaż, żołądek się kurczy, mocy przybywa, dupka się podnosi, bebzol maleje, energii do życia przybywa tak, że ja nie chodzę, ja się unoszę trzydzieści centymetrów ponad chodnikami, poranne wstawanie nabiera sensu, bo głód skutecznie spędza mi sen z powiek, lekka i zajarana życiem jak Sokół pokonuję meandry jesiennej rzeczywistości, nie oglądając się za siebie i nagle JEB! Przychodzą święta, a wraz z nimi pierogi z kapustą i grzybami zwiastujące trzy miesiące znienawidzonej zimy.

Do lata, do lata, do lata piechotą będę szła…

Udostępnij