życie codzienne, ludzie

SHARE WEEK 2018

Słowem wstępu – Share Week to autorski projekt Andrzeja Tucholskiego polecania się twórców przez innych twórców. Po zebraniu zgłoszeń Andrzej liczy głosy i ogłasza wyniki.

Niestety nie można wygrać kosza camembertów, więc nie będę Was prosić o wysyłanie SMS-ów o treści: „lidiagie.pl POMAGAM”. Wygraną jest fejm i splendor, których ja generalnie nie potrzebuję, więc jeśli ktoś chciałby mnie zgłosić, to stanowczo nalegam, aby dał szansę wystąpienia w „Dzień Dobry TVN” komuś innemu. Ja w porze emisji to nawet nie podniosę się z łóżka, bo najpewniej będę zmęczona ratowaniem świata.

 

 

Wciąż czekam na edycję, w której przyznane zostaną chociażby nagrody pocieszenia w postaci ostatniego sezonu Ojca Mateusza na DVD lub miesięcznego karnetu do Da Grasso.

Ostatnio w drodze do pracy zaczytałam się w eminentnych treściach pewnej autorki. Przybijałam jej wirtualne piątki, co jakiś czas kiwając z uznaniem głową. Bardzo chętnie poleciłabym ją jako jedną z trzech osób, na które oddaję swój głos w Share Week, ale nie można zgłaszać siebie. #smuteczek

Przechodząc do sedna, pragnę nadmienić, że zaprezentowane przeze mnie osoby tworzą wartościowe treści, które pochłaniam jak Pezet:

Znikam gdzieś, noc i dzień zlewa się w jedną całość, kiedy czytam ciebie
Tonę znów, milion słów…

To może podkreślę te słowa.

TREŚĆ

STYL

TREŚĆ

STYL

 

Nie miliony selfie i zdjęć jedzenia na fanpejdżu i insta. Nie żadne robienie ze swojego życia Big Brothera czy Warsaw Shore. Po prostu fajny kontent. Coś, co sprawia, że na widok nowego tekstu dostaję migotania przedsionków, a kiedy dobiorę się do treści, to czuję się, jakby mały Jezusek dotykał gołą stópką mojego podniebienia intelektu. Wyobraźni. Nastroju.

Let’s begin!

 

 

Janina Daily

Janina jest takim moim labradorem życia codziennego. Kiedy czytam jej teksty, czuję się, jakbym czochrała zabawne, szczęśliwe szczeniaki, które sprawiają, że nie mogę przestać się uśmiechać. Kiedy lektura dobiega końca, nachodzi mnie smutek, jakby ktoś właśnie zabierał ode mnie te małe labradorki, mówiąc: Na dziś już starczy. Później się pobawicie. Styl, którego nie da się podrobić. Niezaprzeczalna mistrzyni metafor oraz porównań homeryckich.

 

 

 

Pig Out

Po przeczytaniu jego książki prawie się rozpłakałam. Za szybko się skończyła. Historie okraszone humorem i wszechobecny sarkazm wchodzą lepiej niż schłodzony Mogen David Concorde. No dobra, może trochę przesadziłam, ale są równie znakomite. Zamiast codziennej dawki selfie czy „artystycznych” zdjęć posiłków Piguś obdarowuje czytelników soczystymi kąskami z życia show-biznesu, polityki i smaczkami codzienności naszego kraju. Hejt spływa po bohaterach, że aż miło. Mistrz świata i okolic.

 

 

 

Czarna Skrzynka

Sama pomysł na nazwę bloga jest dla mnie po prostu genialny. Damian nie tyle, co opisuje nieopowiedziane wcześniej historie ze swojego dzieciństwa czy niedalekiej przeszłości, On sprawia, że czytelnik utożsamia się z autorem, patrzy jego oczami. To wciąż nie koniec! Po przeczytaniu każdej historii muszę zatrzymać się na chwilę. Zawiesić wzrok za oknem, kontemplując nad sensem życia. Zmusić się do refleksji. Jeśli by tak uznać, że ilość lajków na fb jest wyznacznikiem zajebistości, to doprawdy nie wiem, dlaczego nie posiada ich więcej. Wydaje mi się, że jest to spowodowane wszechobecnym trendem na przerost formy nad treścią. I to nie takiej formy jak w Baroku, gdzie było na co popatrzeć, tylko takiego kiczu. Twórz człowieku, twórz, bo wciąż mi mało!

Udostępnij