Nie będę podawać genialnej recepty na pogodzenie związku z życiem towarzyskim. Po wielu rozmowach ze znajomymi i wysłuchaniu ich opinii, postaram się przedstawić, jak wygląda typowa, alienująca się para, a samo wyciągnięcie wniosków, nikomu nie powinno sprawić problemu.
Nie od dziś wiadomo, że początki związków spędza się przeważnie w domu, leżąc w łóżku ze stertą jedzenia, oglądając filmy, chodząc do kina, opychając się popcornem, albo udając się do restauracji na uroczystą kolację. Zdarza się, że pary wybierają się na romantyczne spacery w towarzystwie kebaba. Reasumując, przez pierwsze tygodnie związku, ludzie chcą się nacieszyć swoim towarzystwem, odseparowując się od otaczającego ich świata, unikając kontaktu ze znajomymi, a nawet pokusiłabym się o stwierdzenie, że brak spotkań z przyjaciółmi wypełniają jedzeniem. Wspólne życie, zamienia się w wspólne tycie. Takie zjawisko jest całkowicie naturalne, a większość ludzi powraca do kontaktu z otoczeniem po mniej więcej 2-3 tygodniach.
Skupię się jednak na związkach, których życie towarzyskie wygląda jak moje BMW 7… Nie mam BMW 7.
W życiu takiej pary, o której istnieniu każdy by już dawno zapomniał, gdyby nie ich wspólne zdjęcia na Facebook’u, nadchodzi w końcu taki dzień, w którym wybucha awantura o ostatni kawałek pizzy. No cóż… emocje biorą górę i zaczynają się pierwsze, ciche dni. Nie trudno domyślić się, że płeć żeńska wypłakuje się co noc w poduszkę, oglądając kolejny odcinek ,,Magdy M”, a faceci w końcu odnajdują przycisk ,,zielonej słuchawki” w swoim telefonie i spotykają się z kumplami. Po pewnym czasie, ”idealny związek” dochodzi do wniosku, że warto jednak utrzymywać kontakt ze znajomymi i postanawiają powrócić do życia towarzyskiego. Jak to wygląda w praktyce?
Sobotni wieczór, siedzę w fajnej knajpie ze znajomymi. Wstaję od stolika i podchodzę do baru. Zamawiam wódkę z Redbull’em, patrze w bok i zauważam przyklejoną do siebie parę, z którą jeszcze do niedawna całkiem fajnie się rozmawiało, póki nie zaczęli zamykać się w swoim świecie. Biorę łyka zimnego drinka i z wielką niechęcią podchodzę do nich, zapytać się co słychać, choć tak na prawdę interesuje mnie to tyle, co życie seksualne Justina Bieber’a. Na moje szczęście, okazuje się, że nawet mnie nie zauważyli. Oczywiście, podczas całego wieczoru pojawiają się momenty, w których taka para dosiada się do naszego stolika, aby w odpowiedzi na grzecznościowe pytania towarzyszy uśmiechnąć się w głupkowaty sposób i dalej zajmować się wymianą śliny. Oczywiście nie mają zielonego pojęcia, że wszyscy w pobliżu, chcą na ten widok rzygnąć tęczą. Wieczór dobiega końca, wspólnie ze znajomymi wracamy do domu, aż tu nagle, ktoś w końcu zauważa nieobecność zakochanej pary. No cóż, przecież i tak sprawiali wrażenie, jakby ich nie było.
To, że jesteśmy w związku, nie oznacza, że mamy zerwać kontakt z przyjaciółmi, którzy towarzyszą nam przez większość naszego życia. Komu jak nie im, powierzaliśmy najskrytsze sekrety? Z kim spędziliśmy najzabawniejsze chwile naszego życia? Do kogo przychodziliśmy z problemami i kto nas niejednokrotnie z nich wyciągał? I z kim podzielimy się szczęśliwymi nowinami? Do kogo zwrócimy się, kiedy pojawią się kłótnie w naszym związku? To, że zakładamy rodziny, nie oznacza, że musimy spędzić resztę życia w pracy, przy pieluchach, gotowaniu i oglądaniu w wolnym czasie ,,Tańca z Gwiazdami”, a przynajmniej ja, w najgorszych koszmarach, nie wyobrażam sobie takiego melancholicznego scenariusza.
Na koniec, poruszę jeszcze kwestię ślubów, wesel i dzieci, odbiegając nieco od tematu. Ostatnio wielu moich znajomych zaręcza się, planuje ślub, albo ma już dziecko. Najbardziej podobają mi się gratulacje:
-Bierzemy ślub!
-Gratuluję!
Zupełnie tego nie rozumiem. Czego ludzie gratulują?
Rozumiem, kiedy ktoś dostaje wymarzoną posadę- gratuluję wytrwałości w ciężkiej pracy do osiągnięcia celu. Babcia trafiła piątkę w totolotka- gratuluję szczęścia. Znajoma przygarnęła bezdomnego, niemalże umierającego psa i dała mu nowy dom- gratuluję dobroci serca. Mój brat wygrał wyścig na konsoli- gratuluję wygranej. Ale żeby gratulować komuś decyzji o zamążpójściu? W jakiej dziedzinie, ktoś kto się żeni, musiał się wykazać? Jeśli macie jakieś pomysły, gorąco proszę o wyjaśnienie i sensowne uzasadnienie w komentarzu. Osobiście jestem szczęśliwą narzeczoną, najlepszego faceta pod słońcem, ale nie widzę w tym nic nadzwyczajnego, jeśli ludzie się kochają to po prostu biorą ślub. Kropka. Koniec tematu. The End. Na co drążyć?