życie codzienne, ludzie

TO MOŻE ZDARZYĆ SIĘ KAŻDEMU

Był późny wieczór. Zapakowałam swoje super-zdrowe-extra-fit-bezglutenowe-[wpisz co chcesz] posiłki do plastikowych pojemników i zmierzając ospale do sypialni, nakarmiłam po drodze Warriora. Warrior to moja rybka, bojownik gwoli ścisłości. Kiedy go kupowałam, towarzyszyła mi Kate, która dziabnęła sobie kilka piwek przed zakupami, następnie wpadła do zoologicznego, jak cygan po zasiłek do urzędu, krzycząc: „Poprosimy wojownika!”. Wtem, nieco zmieszany sprzedawca odrzekł: ,,Chodzi o bojownika, tak?” Nie mam pojęcia, czy ktoś w ogóle nadaje imiona rybom, ale musicie uwierzyć mi na słowo, że kiedy go karmię, wołając: ,,Warrior! Jedzonko!”, błyskawicznie podpływa do powierzchni wody. I tak- będę upierać się przy tym, że reaguje na imię, nie na pokarm.

Ale wróćmy do tematu. Weszłam do sypialni, padłam na łóżko, wtarabaniłam się pod łapsko M., owinęłam się kołdrą jak naleśnik i zaraz po tym, jak opadły mi powieki, przeniosłam się do krainy snów. Przebudził mnie dziwny świst. Spoglądam na zegarek- jest środek nocy. Zaniepokojona patrzę w stronę okna. Otwarte! Wstaję z łóżka, aby je zamknąć. Powietrze jest zimne, wręcz lodowate. Czuję gęsią skórkę na moim ciele. Znowu słyszę szept, który mnie obudził- jakby ktoś mnie wołał. To jest ten moment filmu, w którym zawsze krzyczę: ,,Nie idź tam, to pułapka!”. Ale szept staje się coraz głośniejszy, coraz wyraźniej słyszę swoje imię. Podążam w stronę salonu. Wiem, że powinnam obudzić M., ale coś sprawia, że nie mogę się zatrzymać. Pomimo tego, że mój mózg nie wysłał maila z poleceniem do moich nóg, one wędrują same, całkowicie odmawiając posłuszeństwa. Dreszcze opanowały moje ciało. Podchodzę coraz bliżej. Widzę światło padające na kuchnię i salon. Czuję, że coś się zbliża. Nagle słyszę głos M.: ,,Co ty do cholery robisz?” Wzdrygnęłam się i oprzytomniałam. Moja prawa dłoń znajduje się na drzwiach lodówki. W lewej trzymam kostkę żółtego sera. Czuję smak ketchupu na moich ustach. Zauważam okruchy pieczywa pod stopami. Łzy napływają mi do oczu. Kilka tygodni diety chuj strzelił.

– Nie patrz się na mnie! – mówię do M.

– Już spokojnie, nie jesteś sobą. Oddaj ser. – mówi do mnie spokojnym głosem, wyciągając ostrożnie rękę w moją stronę.

– Ja nie chciałam! Wszystko zepsułam. – zanoszę się płaczem.

– Przejdziemy przez to razem kochanie, nigdy więcej nie doprowadzę do takiej sytuacji, obiecuje. – odparł, trzymając mnie w ramionach.

Do napisania tej krótkiej notki zainspirował mnie obrazek:

źródło: kwejk

Udostępnij