damsko-męskie

JAK MY BYLIŚMY W TWOIM WIEKU, TO…

Z dedykacją dla moich Dziadków.

Chłodny, listopadowy wieczór. Starszy Pan trzyma pod rękę starszą Panią. Idą powoli, zatrzymując się co kilka kroków, aby nabrać sił. Subtelne światło latarni oświetla uliczki warszawskiej Pragi. Siadają na ławce, wdychając mroźne powietrze, które nieproszenie wdarło się do miasta i bezczelnie postanowiło zostać w nim na dłużej. Starsza Pani szuka czegoś w torebce.

– Cholerka, zapomniałam rękawiczek – oznajmia, chuchając w ręce.

– Załóż moje – odpowiada Dziadek, wsuwając dłoń Babci w o wiele za dużą rękawiczkę, po czym obejmuje ją w pasie.

57 lat wcześniej

To była randka w ciemno. Zapoznał ich wspólny znajomy, Tadeusz.

– Teodozja. – Drobna dwudziestotrzylatka podaje rękę nieznajomemu.

– Edward. Bardzo miło panią poznać – odpowiada postawny brunet, nie mogąc ukryć oczarowania widokiem tak pięknej kobiety.

– Mówmy sobie po imieniu. – Jej oczy zabłysły rozkosznym wdziękiem.

– Z przyjemnością – odpiera, całując dłoń Todzi. – Zapraszam cię na film – Edward wskazuje na budynek z wielkim napisem KINO PRAHA.

* * *

Ona

Siedziała w pociągu z zawieszonym gdzieś w głąb wzrokiem, obserwując przemijający krajobraz za oknem. Uwielbiała patrzeć na pola pszenicy delikatnie muskane wiatrem. Tego dnia jej myśli zajmował dżentelmen o mocnych rysach twarzy, jeszcze nigdy nie była na tak udanej randce. W ogóle rzadko chadzała na spotkania z mężczyznami, większość dni wypełniała pracą, a jeśli już jakiś absztyfikant odważył się smolić do niej cholewki, potrafiła bardzo szybko sprowadzić go na ziemię przez swoją niewyparzoną buzię i zbyt wysokie oczekiwania. Ten był inny. Jedyną rzeczą, jaka niepokoiła ją w tej chwili, był odwieczny dylemat: W co ja się ubiorę na jutrzejszą potańcówkę?

On

Ten dzień różnił się od pozostałych. Miał wrażenie, że płytki chodnika, po którym stąpał, są jakoś równiej położone niż wczoraj, słońce zdawało się świecić jaśniej, trawa była bardziej zielona niż zwykle, i dałby sobie rękę uciąć, że przez ułamek sekundy dostrzegł uśmiech na twarzy wiecznie niezadowolonej pani z kiosku. Poznał wiele kobiet w swoim życiu. Owszem, zdarzały się piękne, mądre, inteligentne, ale przebywając w ich towarzystwie, nie mógł się wyzbyć wrażenia, że jedyne o czym myślą to ślub i piątka dzieci, najlepiej jutro. No najpóźniej za tydzień. Teodozja była jedyna w swoim rodzaju, pokwapiłby się nawet ze stwierdzeniem, że nigdy nie pozna nikogo równie doskonałego jak ona.

* * *

Ona

Dlaczego teraz!? Dlaczego, kiedy gdzieś się śpieszę, ten pieprzony pociąg zawsze musi się spóźniać! – klęła w myślach, wyczekując kolejną godzinę na opóźniony pociąg do Warszawy. Postanowiła jednak, że i tak pojedzie, nawet spóźniona, w końcu mama zawsze jej powtarzała, że jak kocha to poczeka.

Nie poczekał. Gdy dotarła na miejsce, już go nie było. Kilka kropel łez upadło na jej śnieżno-białą sukienkę, i to pierwszy raz z powodu jakiegoś faceta.

On

Prom nieopodal Mostu Śląsko-Dąbrowskiego miał wyruszyć za 5 minut. Wyczekiwał na nią, niecierpliwie stąpając z jednej nogi na drugą. W ręku trzymał czerwoną różę przewiązaną granatową wstążką. Jestem pewny, że umawialiśmy się na osiemnastą. Gdyby tylko istniało urządzenie, dzięki któremu mógłbym sprawdzić, co się z nią dzieje… – rzekł do siebie w myślach. [Gdzieś na świecie, ktoś z firmy Ericsson właśnie powiedział: Przecież trzy lata temu stworzyliśmy prototyp telefonu komórkowego, co prawda ma te swoje 40 kg i gabaryty walizki, ale spokojnie, udoskonalimy]. Prom odpłynął. Nigdy nie dawał za wygraną, bo twardy z niego facet, więc czekał w miejscu, gdzie się umówili jeszcze 2 godziny. Podłamany zaistniałą sytuacją, postanowił wrócić do domu. Różę, która również była zmęczona czekaniem, wrzucił ze złością do Wisły.

* * *

Ona

Minął tydzień, a Teodozja wciąż chodziła przygnębiona. Zazwyczaj to ona ustawiała wszystkich do pionu w pracy, ale przez ostatnie dni nie mogła skupić się na swoich obowiązkach. Widok zza okna pociągu nie cieszył już oczu, a pszenica, którą jeszcze niedawno muskał wiatr, teraz zdawała się być przez niego niespokojnie chłostana. Nazajutrz umówiła się ze swoim kolegą na tańce, trochę w ramach poprawy humoru, trochę na złość, tylko sama nie była do końca pewna, komu właściwie chce zrobić na złość. Kobiety już tak mają. Wybrała swoją najlepszą sukienkę. Choć nie miała ich wiele, zawsze wyglądała jak milion dolarów. Zabrała ze sobą koleżankę, przez co całą drogę do Warszawy była zmuszona wysłuchiwać miłosnych westchnień Baśki do kolegi, z którym miały udać się na imprezę. Tym razem pojawiły się o czasie w umówionym miejscu – pod Mostem Śląsko-Dąbrowskim. O ironio. Baśka z zazdrością patrzyła na pełne pożądania spojrzenia skierowane na Todzię, ta zaś świadoma swej urody, lekceważyła je.

Prom, który płynął do Młocin, właśnie kończył swoją trasę, ludzie zaczęli wysiadać. Baśka szturchnęła Teodozję za ramię.

– Hej, jesteśmy na miejscu! – powiedziała, równocześnie łapiąc za rękę kolegę, który miał dziś być towarzyszem Todzi.

– Już idę – rzekła, wyrywając się z zamyślenia.

Na widok pary przyjaciół nie poczuła jednak zazdrości, w prost przeciwnie, jakoś cieplej zrobiło jej się na sercu. Nagle uczucie ciepła, ustąpiło niedowierzaniu. Stała nieruchomo, wpatrując się w wysokiego mężczyznę. To był Edward.

– Pomóc Pani? – zapytał z szelmowskim uśmiechem na twarzy, wyciągając rękę w stronę Teodozji.

– Ttt…Tak – zająknęła się chyba pierwszy raz w życiu.

Wkroczyli na parkiet ułożony z grubych desek. Edward zapłacił za komplet [czyli trzy tańce] i dostojnie poprowadził swoją partnerkę w rytmie walca.

* * *

Umęczeni zabawą, ale roześmiani od ucha do ucha, podążali praską uliczką. Byli tak zaabsorbowani rozmową, że z początku nie dostrzegli, jak zaczyna kropić deszcz. Dopiero kiedy nastąpiło zerwanie chmury, rzucili się biegiem przed siebie. Zatrzymali się przy ławce w Parku Praskim, łapiąc oddech.

– Ale zzzimno… – powiedziała Teodozja, szczękając zębami.

– Załóż moją marynarkę – odpowiedział Edward, czule otulając jej ramiona górną częścią garnituru, po czym pocałował ją w usta.

Tekst oparty jest na historii opowiedzianej przez moich dziadków. Niektóre elementy mogą nie być do końca zgodne z tym, co rzeczywiście się wydarzyło, ponieważ zarówno Babcia, jaki i Dziadek spierają się w pewnych kwestiach. 😉 W każdym razie, każdemu z Was życzę takiej miłości, jakiej doświadczyli moi Dziadkowie. I pamiętajcie, że w ten weekend, tj. 21, 22 stycznia jest Dzień Babci i Dzień Dziadka, nikt inny nie zasługuje na Waszą pamięć, tak jak Oni.

Udostępnij