summer story

Rozdział I

”Nadeszło lato”

12809927_1681992668742718_1099089904_o

 

Stoję przed lustrem i wybieram strój na dzisiejszy wieczór. Decyduję się na zwykłe dżinsy i lekki, jasny sweterek, w sam raz na przyjemną, ciepłą, letnią noc. Uwielbiam ten czas- czas, kiedy wszystko toczy się wolniej, tak beztrosko, bez codziennego pośpiechu, stałych obowiązków i zmartwień. Tutaj, w miasteczku Sadowne, czuję się wspaniale, pozwalam sobie zapomnieć o rzeczywistym świecie i wcale nie mam wyrzutów z tego powodu. Maluję rzęsy, kiedy z kuchni dobiega głos mojej babci:

– Nikt ci niczego nie ruszał! Sam coś schowasz i nigdy nie pamiętasz gdzie położyłeś!

W odpowiedzi słyszę głos dziadka:

– No szkoda bardzo, może mamy w domu krasnoludki!

– Edward, ty mnie nie denerwuj bo codziennie jest to samo! Na starość ogłupiałeś! Nie wiem gdzie położyłeś tą książkę!

– Dobra, nie gadaj mi tu nad głową bo jak zwykle musisz wtrącić te swoje pięć groszy.

– To przestań ciągle wypytywać mnie gdzie masz swoje rzeczy, tylko odkładaj je na miejsce!

W tym momencie, aby uniknąć bezcelowych krzyków, niosących echo przez cały dom, postanawiam wybrać się do salonu, gdzie moi dziadkowie właśnie toczą wojnę. Te ich kłótnie naprawdę są komiczne, kiedyś myślałam, żeby je nagrywać i puszczać sobie na poprawę humoru. Wchodzę do pokoju, babcia siedzi przy stole i je kolację a dziadek przeszukuje bezcelowo regał na którym leży kilka kartek ze szkicami nowego, budzącego we mnie strach, projektu nowej werandy, zaprojektowanej przez dziadka. Wyciągam książkę z gazetnika i podaję dziadkowi.

– O, tu była, ja na pewno jej tu nie włożyłem!

Babcia milczy, kątem oka widzę jak przewraca oczami i na mojej twarzy pojawia się uśmiech.

– Wychodzę na ognisko ze znajomymi, zaraz przyjeżdża Gosia.

Dziadek rzuca jeden ze swoich dość specyficznych żartów, z których ludzie śmieją się jedynie z grzeczności:

– Tylko nie wracaj zbyt późno, lepiej wróć wcześnie, czyli rano – po czym śmieje się pod nosem.

– I nie pij tam żadnego alkoholu Lidziu! Zaraz zrobię ci soczek porzeczkowy, pyszny jest, w zeszłym roku zrobiliśmy z dziadkiem kilka słoików.

Uśmiecham się. Moi dziadkowie mają prawie 80 lat a wciąż zachowują się jakby byli w kwiecie wieku. Babcia codziennie pieli i podlewa grządki, zachwycając się przy tym swoim wielkim ogrodem pełnym kwiatów, dziadek zaś lubi eksperymentować, tworząc różne, dziwne urządzenia, nie do końca wiedząc do czego będą służyć. Muszę dodać, że jak na 80-cio latka jest bardzo przystojny i dobrze zbudowany. Babcia wygląda zupełnie tak jak powinna wyglądać słodka, mądra babcia- nie duża, troszkę otyła, z lekko wścibskim spojrzeniem i dużymi okularami na nosie. Są wspaniali, choć dzień bez kłótni jest dla nich dniem straconym, tworzą idealną parą.

Dzwoni mój telefon. To moja przyjaciółka, Gosia. Pewnie właśnie przyjechała z Warszawy. Czekałam na nią cały dzień, nie widziałyśmy się od dwóch tygodni i mamy sobie dużo do opowiedzenia.

– Cześć! Przyjechałaś?

– Właśnie wysiadłam z pociągu. Wychodź, czekam na ciebie przed bramą.

– O.K. Już idę, na razie! – rozłączam się.

– No to lecę, nie martwcie się, nie będę późno- żegnam się z dziadkami i wychodzę z domu. Otwieram furtkę i z uśmiechem na ustach ściskam Gosię. Gosia jest szczupłą, drobną brunetką, ma długie, bujne, idealne włosy i piwne oczy. Znamy się od dzieciństwa, wiemy o sobie dosłownie wszystko. Gdyby przyszło nam się pokłócić na dobre, musiałybyśmy się chyba pozabijać, żeby chronić nasze tajemnice.

– Jak podróż?

– Tragedia, zapomniałam wziąć słuchawek do mp3 i całą drogę jechałam obok babci, która miała kilo kiełbasy w torbie. Wyobraź sobie, że nawet chciała mnie poczęstować, ale odmówiłam, co chyba nie jest dziwne – uśmiecha się.

– Mam nadzieje, że zostaniesz tu ze mną kilka dni? – oznajmiam.

– Jasne, że tak! Nigdzie mi się nie śpieszy! Chodźmy już, mam ochotę na zimne piwko.

– Siema! – słyszymy jak ktoś krzyczy z daleka. Odwracamy się i witamy z Aleksandrą.

Ola jest niską, bardzo atrakcyjną blondynką, w rzeczywistości jej włosy są rude, ale od paru lat farbuje je a to na blond a to na czarno, tak naprawdę nigdy nie wiem jakiego koloru się spodziewać kiedy ją zobaczę. Ola, w przeciwieństwie do nas, mieszka w Sadownem. Zazdroszczę jej tego, beztroskiego życia w miasteczku, chociaż ona twierdzi, że nie mam czego żałować i że chętnie by się ze mną zamieniła na Warszawę- wielkie miasto, pełne wiecznie śpieszących się nie wiadomo gdzie ludzi.

– Przyniosłam coś idealnego na dzisiejszy, letni wieczór! – mówi Ola i pokazuje nam obszerną siatkę ze schłodzonymi piwami.

– Skoro jesteśmy już w komplecie, możemy już iść? – skwitowała sarkastycznie G.

Wszystkie śmiejemy się pod nosem i zmierzamy na ognisko.

Idziemy przez las, szeroką ścieżką, po drodze opowiadamy sobie co robiłyśmy przez nasze ostanie dni. Po niecałych 20 minutach docieramy na miejsce. W środku lasu znajduje się ogromna piaskarnia, wygląda jak pustynia. Widzimy jak w oddali pali się ognisko i słyszymy krzyki oraz śmiechy naszych znajomych.

– Mam nadzieje, że nie zginiesz dzisiejszej nocy gdzieś w lesie z Sebastianem – mówię z lekką ironią do Oli.

– Sebastian to przeszłość, mam już kogoś innego na oku – odpowiada z dziwnym uśmieszkiem na twarzy.

Moja przyjaciółka ma to do siebie, że co chwila zmienia swoje obiekty zainteresowań. Nie wiem jak to robi, że nigdy się nie zakochuje, ciągle poznaje kogoś nowego i dobrze jej z tym. Tak więc jej odpowiedź wcale nie dziwi ani mnie ani G.

– Kim jest ten szczęśliwiec, opowiedz nam! – mówi G.

– Poznałam go wczoraj, kiedy byłam na zakupach. Wychodziłam ze sklepu a on otworzył mi drzwi i zaczął mnie zagadywać. Tak od słowa do słowa wymieniliśmy się numerami.

– Biedny Sebastian – mówię. – Pewnie czeka na ciebie i liczy na długą, dozgonną miłość.

– To się chłopak rozczaruje – dodaje Gosia.

– Nie chcę nikogo na stałe, jestem jeszcze na to za młoda, a poza tym nie chce płakać przez jakiegoś faceta po nocach, tak jak wy – odpowiada Aleksandra i chichocze.

Razem z G przewracamy oczami i postanawiamy nie kontynuować już tej rozmowy.

Przy ognisku siedzi jakieś piętnaście osób. Wszyscy nas gorąco witają i od razu zapraszają do picia wódki. Ola już znikła z mojego pola widzenia, słyszę tylko jak głośno się śmieje i namawia do kolejnej kolejki. Gosia usiadła na kocu i sączy piwo zapatrując się w ogień. Siadam obok niej i rozpalam papierosa.

Dzisiejsza noc jest ciepła, delikatny wiatr przyjemnie ochładza nasze zmęczone promieniami słońca ciała. Chciałabym, żeby wakacje trwały wiecznie.

Leże na materacu, na środku jeziora. Jest mi bardzo przyjemnie. Słońce rozkosznie rozgrzewa moją 12787488_1681992582076060_1177192514_oskórę. Popijam idealnie schłodzonego Żywca, co jakiś czas wsadzam rękę do chłodnej wody, chlapię nią i czuję jak pojedyncze kropelki rozpływają się po moim brzuchu… Coś przerywa mój błogi stan… Ktoś coś ode mnie chce, ktoś mnie woła.

Budzę się, otwieram oczy. Widzę mojego dziadka, stoi nade mną.

– Lidziu! Ile jest stopni na dworze? Sprawdź, masz lepszy wzrok, ja nic nie widzę na tym termometrze, trzeba będzie go przerobić, jutro się tym zajmę – mówi do mnie a mnie zaczyna zalewać złość.

Powoli zaczynam się przyzwyczajać do tego, że dziadek od samego rana kręci się po domu i za każdym razem budzi mnie dziwnymi pytaniami. Nie robi tego specjalnie. Obstawiam, że albo taki już jest albo chce pooglądać telewizję na kanapie, którą w tym momencie zajmuję właśnie ja.

– Zauważyłeś może, że śpię? – pytam poirytowana.

– Taka ładna pogoda a ty śpisz, już jest południe! – odpowiada dziadek.

– Bo wróciłam o 5 rano!

Wstaję i podchodzę do okna. Odsłaniam zasłonkę. Rzeczywiście, jest pięknie. Poprawia mi się humor i natychmiast zapominam o nieprzyjemnej pobudce, teraz chce mi się z tego śmiać.

– 38 stopni w słońcu – mówię do dziadka z uśmiechem.

– Co mnie obchodzi w słońcu! Siedzimy z babcią w altance, tam jest cień! Tak, jutro jadę po nowy termometr, powiesimy go gdzie indziej. Ten do niczego się nie nadaje – stwierdza rozczarowany dziadek, po czym obraca się i wychodzi z pokoju.

– Siemanko – mówi Gosia, zaspanym głosem. – Uwielbiam twojego dziadka i to, że nigdy nie mogę się u ciebie wyspać – dodaje z uśmiechem.

– Cześć. Wiem, wiem, ja zdążyłam się już przyzwyczaić. Kto robi śniadanie? – odpowiadam z nadzieją, że Gosia podejmie wyzwanie.

Zazwyczaj jest tak, że G gotuje, ja sprzątam. Gosi nie przeszkadzają brudne naczynia leżące w zlewie kilka dni, a ja przypalam wodę więc stwierdziłyśmy, że taki podział obowiązków będzie najkorzystniejszy dla wszystkich.

– O.K. idę robić kanapki – mówi G.

– A ja pościele łóżka – odpowiadam.

Po zjedzonym śniadaniu czas na szybką kąpiel pod specjalnym prysznicem, wymyślonym przez mojego dziadka- duża, pomalowana na brązowo beczka wody, stojąca na wysokim, metalowym stojaku do której przymocowany jest prysznic. Nasza ‘’łazienka’’ mieści się na dworze i jest osłonięta wielkimi, pięknymi jałowcami. Gwarantuję, że kąpiel pod takim urządzeniem, w środku gorącej, letniej nocy jest niesamowicie przyjemna.

Kiedy już jesteśmy ubrane w stroje kąpielowe i krótkie spodenki, wsiadamy na rowery i ruszamy na basen. Po drodze zajeżdżamy po Olę, która wyczekuje nas już na podwórku.

– Czy ja zawsze muszę na was czekać Warszawianki?

– Nie gorączkuj się już, daj zapalniczkę – odpowiadam rozpalając papierosa.

– Cześć! – Ktoś krzyczy za naszymi plecami.

To Krystian, starszy brat Oli. Jest niskim, przystojnym brunetem, o ciemnej karnacji.

– Nie mówiłaś mi, że Olka ma takiego przystojnego brata – mówi do mnie po cichu G.

– Hej, to jest Gosia, Gosia to Krystian – zapoznaję ich.

– Miło mi – odpowiada Krystian – idę posprzątać w samochodzie, a wy gdzie jedziecie?

– Człowieku, jest środek lata, mam na sobie krótkie spodenki i górę od bikini a i tak się pocę, a ty będziesz teraz odkurzał samochód? – odpowiada Aleksandra.

– Fura zawsze musi być zadbana, czy to zima czy to lato, ale ty tego nie zrozumiesz blondyneczko – mówi Krystian.

– Odezwał się mądry, ha ha, lepiej się już zamknij, my spadamy – odpiera Ola i wsiada na rower.

– Odezwiemy się wieczorem, może jakieś ognisko zrobimy? – proponuję Krystianowi, równocześnie knując niecny plan w swojej głowie dotyczący mojej przyjaciółki i brata Oli.

– Jasne, bardzo chętnie, czekam na telefon – odpowiada Krystian i włącza radio w samochodzie tak, że wszystkie trzy poczułyśmy, jak bas przeszywa nas od środka.

– Boże, jaki on jest głupi, ma 23 lata a zachowuje się jak dziecko – rzuca zbulwersowana Aleksandra.

– Nie jest taki zły – na ustach Gosi pojawia się uśmieszek.

– No nie… – Ola przewraca oczami i zdaje się, że postanawia nic więcej nie komentować.

Jedziemy asfaltową drogą, otoczoną z dwóch stron lasem, chociaż na moment odpoczywamy od gorącego słońca, które naprawdę zaczyna być uciążliwe. Następnie mijamy wielkie łąki i promienie słońca znów rozgrzewają nasze ciała. Dojeżdżamy na miejsce.

Jest to dość duży basen, otoczony zieloną trawą. Rozkładamy nasz koc obok jakichś młodych dziewczyn, które robią sobie zdjęcia z serii ‘’to ja z trollem’’.

Zdejmuję szorty i od razu idę schłodzić się do wody. Jest przyjemnie orzeźwiająca. Po przepłynięciu kilu długości basenu wychodzę do dziewczyn i kładę się na kocu. Pojedyncze kropelki wody spływają po moim brzuchu i czuję, jak powoli znikają ogrzane przez silne promienie słońca.

– Nie idziecie do wody? – pytam rozpalając papierosa.

– Zaraz, gdzie ci się tak śpieszy, spójrz na tych przystojniaków po prawej – odpowiada Ola.

– Nie są źli – odburknęłam i znowu położyłam głowę na kocu.

Cieszę się latem. Upalnym, cudownym latem. Czuję jak powoli odpływam, jest mi tak dobrze i beztrosko.

– Siemanko! – budzi mnie znajomy głos.

Otwieram oczy. O nie! Stoi przede mną Igor, mój były chłopak, tak jakby moja pierwsza miłość. Owszem, byliśmy ze sobą kilka lat ale wszystko jakoś się rozpadło, kiedy dowiedziałam się, że pasją Igora jest geometria, trójkąty gwoli ścisłości. Niejednokrotnie próbowaliśmy ze sobą porozmawiać, umówić się, ale wszystko kończyło się w ten sam sposób – Igor za każdym razem miał nadzieje, że wrócimy do siebie i wszystko będzie jak dawniej, więc dochodziło do mocnej wymiany zdań, kłótni i całych tych dramatów związanych z rozstaniami. Naprawdę była to ostatnia osoba jaką chciałabym zobaczyć tego dnia.

– No cześć. Co tam słychać u ciebie – pytam z wymuszoną grzecznością.

– Dawno się nie widzieliśmy! U mnie zajebiście, jest impreza, jest dobrze – odpowiada.

No tak… A co niby miałby powiedzieć. Jak zwykle to samo, praca- impreza, impreza – praca. Jest to fajne rozwiązanie, kiedy jesteś na wakacjach, niestety nie na co dzień…

– Miło słyszeć, że wszystko w porządku. Trzeba się kiedyś umówić na jakieś piwo – odpowiadam niechętnie.

– Pewnie, że tak. Kiedy przyjechałaś? Zostajesz na długo?

Matko, czy on kiedyś stąd odejdzie? Widzę spojrzenia Oli i Gosi i dostrzegam tę niezręczną ciszę. Moje przyjaciółki nie przepadały za Igorem i dość wyraźnie dawały po sobie o tym poznać.

– Przyjechałam tydzień temu, zostaje jak zwykle do końca wakacji, więc myślę, że będzie dużo okazji – odpowiadam, choć tak naprawdę mam nadzieję nie spotkać go nigdy więcej.

– Dobra, to będziemy się łapać, ja muszę lecieć, bo chłopaki mnie wołają na wódeczkę. Do zobaczenia ślicznotko – mówi Igor i odchodzi.

– Kurwa, jak on mnie irytuje – mówi Gosia.

– Mnie też, i to jeszcze jak – przytakuje Ola.

– Dobra, dziewczyny, dajcie spokój, już sobie poszedł.

– Idziesz się wykąpać? – rzuca G. w stronę Oli.

– Tak, po tym co przed chwilą widziałam, przydałoby się trochę orzeźwić – odpowiada z uśmieszkiem na twarzy.

W końcu zostałam sam na sam ze słońcem i miłym kocykiem. Przekręcam się na brzucho, wyjmuję telefon z torebki i zakładam słuchawki na uszy. Rozkoszuję się dźwiękami ‘’sound of silence’’ w wykonaniu Simon & Garfunkel. Nagle ktoś łapie mnie w talii. Wzdrygam się i wstaje momentalnie. Uśmiecha się do mnie niewysoki, dobrze zbudowany blondyn- Hubert.

– Cześć – mówię.

– Witam śliczności – uśmiecha się do mnie, jakby zobaczył podwójnego cheeseburgera z frytkami.

Hubert jest kolegą Oli, widziałam się z nim kilka razy, inteligentny chłopak, który ma sto pomysłów na minutę.

– Co cię tu przywiało do nas na basen? – pyta z tym samym uśmiechem rowerzysty na twarzy.

– Postanowiłam skorzystać z tej pięknej pogody i poopalać się z koleżankami – odpowiadam entuzjastycznie.

– W takim razie bardzo mi miło. Muszę zaraz wracać do domu, dokończyć malowanie pokoju ale jakbyście miały ochotę to zapraszam do mnie na imprezę wieczorem.

– Hmm, kusząca propozycja, na pewno wpadniemy! – odpowiadam z uśmiechem na twarzy.

– Siema Hubert! – słyszę Aleksandrę.

– No cześć, cześć, właśnie mówiłem Lidzi, że zapraszam was dziś na imprezę do mnie.

– Na pewno Cię odwiedzimy. A kto będzie? Jakieś przystojniaki? – uśmiecha się Ola.

– O to już się nie martw maleńka – odpowiada Hubert. – To do zobaczenia, muszę skończyć remont w domu, trzymajcie się!

Tym razem udało mi się już zamknąć oczy i pogrążyć się w błogiej drzemce urozmaiconej słoneczną kąpielą.

Udostępnij