damsko-męskie

SINGIEL VS. ZWIĄZEK

Tekst powstał z gościnnym udziałem Andrzeja, autora strony: Blog Taty Kornelii

Kiedyś to były czasy! Byłem singlem, choć może brzmi to zabawnie, a nawet niedorzecznie patrząc na to, jakie ze mnie ciacho, chociaż… może nie ciacho? Może to o pączka chodziło? Łotewer. Byłem młody, przystojny, wysportowany, miałem tors gladiatora, ale nogi kaczki. Moim życiem kierowały tylko: seks, dragi i Rock & Roll!!! Nie wiem jednak, czy seks w telewizji się wlicza. Na dragi nie było mnie stać. Rock & Roll za to był non stop! Zakładałem słuchawki na uszy, odpalałem walkmana i ruszałem w miasto niczym Sobieski na Turków pod Wiedniem. Tylko ja nie miałem walkmana… i nie mieszkałem w mieście, ani nawet nigdy w Wiedniu nie byłem. Byłem za to singlem, miałem komputer, Internet i konto na torrentach. Oglądałem niemieckie porno i grałem w RPGi ile się tylko dało. Siadałem przed ekranem, zakładałem słuchawki i zaczynałem expić, siejąc zniszczenie, bijąc, tnąc, rąbiąc i kopiąc we wszystko co się rusza w tym wirtualnym świecie, a w słuchawkach przez cały czas leciała jedna muzyka, która stopniowo wdzierała się w najbardziej niedostępne zakamarki mojego mózgu, powodując stopniowe jego uszkadzanie i robiąc ze mnie jakiegoś pierwotniaka. Musiałem przestać grać. Nie dlatego, że każdego dnia bliżej mi było do zombie niż do faceta, tylko dlatego, że mój komputer pewnego dnia doznał migotania przedsionków i przeniósł się do krainy wiecznych procesorów. Kasy na nowy nie było, więc wyszedłem z groty do ludzi, i tak znalazłem się w liceum, gdzie zacząłem żyć. Wagarowałem dosyć często, żeby nie powiedzieć za często. Zacząłem myśleć o sobie, a nie o tym, co powiedzą rodzice. To było fajne. Zero stresu. Zero odpowiedzialności. Luz, blues, shoes, trousers. Laski wreszcie zaczęły mnie zauważać i niekiedy uśmiechać się zalotnie. A to dwie różne skarpetki założyłem, albo krzywo głowę ogoliłem. Samodzielność zaczęła wychodzić mi powoli bokiem, ale wtedy stało się coś, co zmieniło moje życie. Wsadziłem goły zadek w pokrzywy poznałem dziewczynę i to taką, na widok której facetom zapiera dech w piersi. Tak się złożyło, że zostaliśmy parą.

Być może początki mojej miłości nie są rodem wzięte z randomowej komedii romantycznej, w której główną rolę gra Maciej Zakościelny, ale był wiosenny wieczór, pole malowane zbożem rozmaitem, wyzłacane pszenicą, posrebrzane żytem, nad którym rozciągało się ciemnoróżowe niebo, w tle było słychać cykanie świerszczy, a o moją dupę ocierały się patyki. Na herbatę o drugiej w nocy namówić się nie dałam, co tak urzekło tego faceta, że postanowił się, ze mną ożenić. Po pięćdziesięciu naprawdę dobrych Earl Grey’ach odpowiedziałam: Tak, zostanę twoją żoną.

Nie będę pieprzył głupot, że nasz związek od samego początku był usłany różami, że każdą chwilę spędzaliśmy razem trzymając się za ręce i patrząc sobie w oczy w blasku księżyca. Nie byłem nigdy żadnym księciem z bajki, który to na białym koniu zza siedmiu gór przyjedzie, po czym gładząc smoka, zdobywał rękę królewny. Nie, to nie ja. Bliżej mi zawsze do tych czarnych charakterów było, a ręka nigdy nie była dla mnie interesującą częścią ciała.

Bycie w związku oznacza dzielenie się z drugą osobą tym, co do tej pory było tylko nasze. Powiem szczerze, że idzie mi to nawet nieźle. Oddałam mężowi pół łóżka, przez co pies nie ma za bardzo miejsca do spania. Nasze zdania, co do dzielenia łoża z psem były podzielone, mianowicie on kategorycznie odmówił takich praktyk, ja zaś popukałam się w czoło na wieść o jego niedorzecznych insynuacjach, jednak to mój mąż jest prawdziwym mężczyzną w naszym związku, a więc Koka śpi z nami. Szafa była za mała, dlatego kupiliśmy nową, dzięki czemu mam więcej miejsca na buty i torebki, a i dla M. znalazła się półeczka. Mam w życiu taką zasadę, że jedzeniem się nie dzielę. Temat wałkowaliśmy tysiąckroć, parę razy nawet doszło do widelcoczynów, naprawdę próbowałam się zmienić, ale koniec końców obydwoje doszliśmy do wniosku, że jednak jakieś zasady to trzeba w tym życiu mieć, więc trzymam się tej jednej.

Wszystko zmieniło się, kiedy wraz z żoną poszliśmy na studia. Nowe miejsca, nowe twarze, zarywanie nocek na graniu w Heroesy, niezliczone ilości imprez, ganianie lisa po całym osiedlu z kubkiem plastikowym wypełnionym wódką w ręku. Akcja ratowania pluszowej kaczki, którą nauczyłem latać, czy chodzenie wokół największego ronda w mieście tylko po to, by wytrzeźwieć. Było pięknie, byliśmy szczęśliwi, byliśmy razem i razem rozpoczęliśmy naszą drogę ku zdobycia upragnionego dyplomu. Byliśmy jak Frodo i Sam we Władcy Pierścieni, którzy uparcie pokonywali kolejne przeszkody na swojej drodze do Mordoru. Różni nas jednak to, że ich misja zakończyła się powodzeniem, a nasza nie.. nie od razu przynajmniej. Po wielu wspólnie spędzonych dniach, miesiącach i imprezach, dojrzałem do decyzji, że to właśnie ona jest tą jedną, tą jedyną, dlatego pewnego pięknego dnia, bez słowa zerwałem się z roboty, wziąłem wszystkie zaskórniaki ze skarpety, kupiłem pierścionek z brylantem i pojechałem się zaręczyć, tak jak stałem, bo czasu było mało.. A stałem w dresach i butach sportowych. Spontan level hard. Nie było wina, kwiaciarki, skrzypka, fleszy aparatów. Nie było jak w bajce, ale najważniejsze, że powiedziała „tak”.

Kiedy byłam singielką, nierzadko chadzałam na różnego typu densingi. Oczywiście nie czyniłam tego w celu poznania klona Toma Hardego, przeżycia szalonej miłości przypieczętowanej małżeństwem i trójką słodkich Tomeczków Twardych, bo nawet Ed Sheeran wie, że „The club isn’t the best place to find a lover”. Wychodziłam rozerwać się, spotkać ze znajomymi i posłuchać, co mają do powiedzenia pijani bruneci wieczorową porą. Było warto, bo dzięki temu napisałam swoją pierwszą książkę pt. „Teksty na podryw tysiąca i jednej nocy, czyli jak przeżyć w klubie”. Niestety nikt jej nie chciał wydać, przez co teraz mamy taką sytuację zdesperowanych Karyn na rynku, a nie inną.

Odkąd jestem w związku, nauczyłam bawić się po blady świt. Nie muszę ograniczać spożywania alkoholu na imprezach, bo problemy ze znalezieniem kluczy w torebce oraz utrzymaniem równowagi na piętnastocentymetrowych szpilkach są już przeszłością – mam od tego męża. Nie rozumiem związków, w których ludzie kłócą się o to, że on/ona wyszedł do znajomych na wódkę i wrócił pijany do domu. Bez sensu. Co stoi na przeszkodzie, żebyście poszli na ten melanż razem, tak po ludzku?

Nawet dzisiaj pozwolimy sobie na wspólne romantyczne chwile, grając w nasze ulubione Heroesy. Tylko już na początku mam w plecy, bo żona za każdym razem wybiera Gunnara, czyli w skrócie bohater koks. I ja też jestem koks. Kilka razy na siłowni byłem, jak rehabilitację miałem. Teraz na siłownię nie chodzę. Nie mam na to czasu. Na nic nie mam czasu, a chciałbym móc co jakiś czas sobie na rybki na miesiąc pojechać, albo coś. Nic mi po rybkach, bo nawet karty nie mam. Gdybym był singlem, to bym miał pewnie, bo dziadek ma, ojciec ma, to i ja bym miał. No ale nie mam. Ani wędki, ani karty, ani czasu. Musiałem znaleźć inne hobby, które nie pochłaniałoby go tyle, co ewentualne łowienie, więc zacząłem pisać bloga.

Najlepsze jest to, że w ciężkich momentach zawsze mogę liczyć na mojego męża. Albo kiedy wydarzy się coś nadzwyczajnego, od razu mogę się z nim podzielić moimi dywagacjami.

– Wiesz co, wiesz co, wiesz co?! – Naskakuję na męża, który ledwo zdążył zamknąć za sobą drzwi wejściowe.

– No co, no co, no co?

– Ścieliłam dziś łóżko, i tu, w tym miejscu – wskazuję na poduszkę – leżała taka mała bejbi-mucha. Zaczęłam ją tak delikatnie szturchać, bo nie wiedziałam, czy śpi, czy nie żyje.

– No i?

– No i albo miała twardy sen, albo już nie żyła. Patrzę, a obok kolejna mucha, ale już taka dorosła. I ona sobie chodziła, ale nie latała, widocznie zaspana była.

– No i?

– I nie wiedziałam, co zrobić, bo tak sobie pomyślałam, że tej większej musze musi być bardzo przykro patrzeć na trupa, może to była jej rodzina. Więc szybko zabrałam tę małą muchę, coby tamta nie cierpiała. To trochę przykre, nie sądzisz? – Wpatruję się wyczekująco w męża, który wygląda, jakbym zadała mu jakieś naprawdę trudne pytanie na temat emigracji dzików bagiennych z terenów Mazowsza.

– Eeeeee… – Teraz wygląda, jak ja, kiedy usłyszę w radiu jakąś piosenkę Ani Dąbrowskiej, w jego oczach dostrzegam przerażenie, a na twarzy maluje się grymas zmęczenia. – Mogłabyś otworzyć okno? – pyta niefrasobliwym tonem.

– Po co?

– Tak pomyślałem, że może bym sobie z niego skoczył.

Może i moja słowa zostaną odebrane negatywne, bo pisze przecież, że lubię spędzać czas ze swoją kobietą, a przecież faceci to świnie, łajdacy, bydlęta i jedyne o czym myślą, to pójść na piwo z kumplami i gapić się na cycki barmanek. Może ktoś sobie myśli, że to tylko takie słodkie pierdzenie, by ludzie pomyśleli sobie – o!! Ideał z siebie robi, na pokaz pewnie! Na szczęście mam głęboko gdzieś, co kto sobie myśli. Mam wspaniałą córkę, która „zabiera” mi cały wolny czas, ale wiecie co? Zajebiście jest mi z tym.

Razem z Andrzejem mieliśmy napisać tekst o tym, co zmieniło się w naszym życiu po ślubie, jakie są zalety bycia w związku, a czego z beztroskich czasów bycia singlem nam brakuje. Chciałam przytoczyć jakieś refleksje o jakże już wyświechtanym temacie ograniczonej wolności w związku, o komforcie spędzania wieczorów tak, jak nam się podoba, bez żadnych ograniczeń. Ale należy wiedzieć, że samotne wyjście na imprezę nie jest darem od niebios. Po prostu nie mamy innego wyjścia. Będąc zaś w związku, możemy zdecydować, czy wychodzimy gdzieś razem, czy robimy sobie wieczór „odpoczynku” i każde idzie w swoją stronę. Ograniczenia są domeną związków toksycznych, w szczerych relacjach, opartych na przyjaźni, gdzie ludzie nie udają przed sobą kogoś, kim naprawdę nie są, nie ma takiego pojęcia, jak „utrata wolności”. Dlatego tak ważne jest, aby w stadium początkowym naszych relacji powiedzieć wprost: słuchaj, nie będę cię oszukiwać… często zdarza mi się podjadać z lodówki w środku nocy, masz z tym problem? Jeśli nie postawicie sprawy jasno, to do usranej śmierci będziecie słuchać o tym, że prawdopodobnie wstąpił w Was szatan, i że generalnie to łatwiej Was ubrać, niż nakarmić. Been there done that.

Photo by Evan Kirby on Unsplash
Udostępnij