dark story

SIÓDME – NIE KRADNIJ

Potrząsnął pistoletem paliwowym, upewniając się, że każda kropla benzyny trafiła do zbiornika. Mróz drażnił jego przemarźnięte ręce. Droga w ten styczniowy wieczór była całkowicie zasypana śniegiem, podróż zmęczyła go. Na szczęście do celu pozostało tylko kilka kilometrów. Rozejrzał się po stacji, ruszając w stronę kasy. Parking świecił pustkami, w cieniu latarni dostrzegł jedynie wolnostojącą przyczepę zasypaną białym puchem.

– Dobry wieczór – rzekł do znużonego pracownika. – Będzie paliwko z trójki, czteropak królewskiego i marlboro czerwone.

– Razem będzie sto czterdzieści osiemdziesiąt trzy – odparł sprzedawca.

– Zapłacę kartą. Ciężki wieczór? – zapytał.

– Wczoraj nocka, dziś też będę siedział do rana. Kolorowo nie jest, ale dobrze płacą. Trudno o lepszą pracę na tym zadupiu. Potwierdzenie?

– Nie trzeba. Miłej nocki.

Wsiadł do samochodu, wybierając na telefonie numer do przyjaciela. W oczekiwaniu na połączenie, przekręcił kluczyk w stacyjce. Kiedy spojrzał przez przednią szybę, dostrzegł światła, niepokojąco szybko zbliżające się w jego stronę. Samochód w ostatniej chwili wyminął go, by po chwili zatrzymać się na parkingu. Kierowca wyskoczył z czarnego audi, podszedł do przyczepy i zaczął montować ją na haku. Po chwili wsiadł z powrotem do środka i pośpiesznie opuścił parking.

– Halo? Halo, jesteś tam? – Usłyszał głos dobiegający z telefonu.

– Stary, oddzwonię do ciebie. – Wcisnął czerwoną słuchawkę, po czym wklepał na klawiaturze: 112. – Dobry wieczór, chciałem zgłosić kradzież przyczepy.

Trzy minuty później sunął oblodzonym asfaltem, śnieg agresywnie uderzał w przednią szybę samochodu, ograniczając widoczność. Gdy w końcu dostrzegł czarne audi, docisnął mocniej pedał gazu. Gwałtownie zjechał na przeciwny pas, by po chwili zajechać drogę pojazdowi znajdującemu się po prawej stronie. Zmusił kierowcę do zatrzymania się. Wyskoczył z samochodu.

– Szwagier?! – krzyknął zdezorientowany. – Co ty tu robisz?

– Co ja tu robię? Czy ty się w szybkich i wściekłych bawisz? Popierdoliło cię? – odparł zdenerwowany mężczyzna.

– Tak wpadłeś na tę stację, zabrałeś przyczepę, myślałem, że ktoś ją kradnie!

– Ty weź zluzuj z tymi filmami sensacyjnymi, albo przestań pić. To przyczepa mojego ziomka, pożyczam, bo motor muszę jutro przewieźć. – Powiedziawszy to, usłyszał dźwięk policyjnych syren. Było je słychać coraz głośniej.

– O stary, a ja na psy zadzwoniłem. Ale ze mnie debil.

– Komenda powiatowa policji, co tu się dzieje? – powiedział policjant, zatrzaskując samochodowe drzwi.

– To pomyłka panie władzo, my… – Mężczyzna z czarnego audi nie zdążył dokończyć. Policjant upadł na ziemię. Czerwona strużka krwi zaczęła ciec ciurkiem z jego skroni, pozostawiając brunatne plamy na białym puchu.

– Co jest, kurwa?!

– To ja się pytam, co tu się odpierdala? – zapytała drobna kobieta, upuszczając z ręki metalową pałkę.

– Coś ty narobiła?! – krzyknął mężczyzna z audi.

– Jakiś pacan nas śledzi, później zajeżdża nam drogę. Ostatecznie okazuje się, że to mój brat. Nagle przyjeżdża policja, ja nie wiem co się dzieje, co to ma być?! Byłam w amoku, chciałam cię po prostu chronić. Czy on żyje? – zapytała kobieta przerażonym głosem.

– Nie. – Słysząc odpowiedź, osunęła się na ziemię.

– Trzeba stąd zabrać ciało. – Jej brat przerwał ciszę. – Szwagier, pomóż mi włożyć zwłoki do bagażnika.

– Nie wierzę w to, co robię. – odrzekł mężczyzna, łapiąc trupa pod pachami. – Co zrobimy z radiowozem?

– Chuj z tym, spierdalamy stąd.

– Ale co my z nim zrobimy?! Gdzie go zabieramy? – zapytała kobieta ze łzami w oczach.

– W dupę! Było wcześniej o tym myśleć. Jedziemy z nim do domu, rozpalimy w piecu, tak się go pozbędziemy. Ładujcie się do samochodu! Szybciej! – Zatrzasnął bagażnik.

Podwórko było spowite śniegiem, chłodny wiatr nie dawał za wygraną. Zamknął pospiesznie bramę, nakazując szwagrowi rozpalić w piecu. Podbiegł do samochodu, z pomocą siostry wyciągnął ciało, zataszczyli je pod drzwi. Ostatni raz spojrzał na wszechobecną biel, z którą komponowały się już delikatnie opadające płatki śniegu. Zupełnie jak w bajce. Właśnie tak wspominał swoje dzieciństwo, kiedy spędzał ferie pod opieką dziadków w tym wiejskim domku. Z tą różnicą, że w pamięci miał ślady sanek pozostawione w białym puchu, teraz wgłębienie w śniegu wydrążył zwłokami policjanta zabitego przez siostrę. „To jest jakiś koszmar. Ogarnij się! Trzeba chronić rodzinę, nie ma dużo czasu!” – rzekł do siebie w myślach.

– Jak chcesz go spalić? Przecież on tu nie wejdzie! – zapytała siostra.

– Szwagier, przynieś piłę z garażu! – krzyknął. – Musimy poćwiartować ciało.

– Daj to, amatorze. Ja rozwaliłam mu łeb, więc dokończę moje dzieło. – Kobieta uśmiechnęła się z dozą szaleństwa w oczach. Mężczyźni wyraźnie zaniepokoili się jej zachowaniem.

– Zaczniemy od rączek, najpierw odetniemy, później wrzucimy do pieca… – powiedziała sama do siebie. – Adam, masz jeszcze tego łososia z pomidorami? Jakoś tak strasznie zgłodniałam.

 

„Sny, nawet gdy są złe, to się budzisz. Możesz w nich kochać lub mordować ludzi…”

WWO „Sen”

 

 

Taką incepcję mój brat zaserwował mi z samego rana, że grzechem byłoby się nie podzielić. Puenta się zgadza – niezależnie od okoliczności, na jedzenie zawsze mam ochotę.

 

 

Udostępnij