życie codzienne, ludzie

JAJECZNICA

Lubię jeść posiłki w towarzystwie najbliższych. Takie spotkania mają swój niepowtarzalny klimat. Robiąc obiad, mogę zdzielić przyjaciela porem w łeb, a później wiać ile sił w nogach, kisnąc ze śmiechu zanim Pieprzony Marcepan przeprowadzi desant i trzaśnie mnie w czoło innym warzywem. Przygotowania posiłków sprawiają mi ogromną frajdę. Uwielbiam, kiedy osoby w moim towarzystwie są szczęśliwe i jeszcze do niedawna myślałam, że moje szczęście zależy od ich szczęścia, dlatego tak ochoczo robiłam jajecznicę na cebuli z dodatkiem wysmażonego boczku uwielbianego przez mojego męża i przyjaciół. Ja jakoś nigdy nie należałam do fanek czerwonego mięsa, więc jajko na zasmażonej cebuli w zupełności mi wystarczało.

Wystarczało to takie słowo klucz. Zrozumiałam to dopiero, kiedy wzięłam do siebie na poważnie słowa Laski z „Chłopaki nie płaczą” i odpowiedziałam sobie na jedno zajebiście, ale to zajebiście ważne pytanie: co lubię w życiu robić. A później zaczęłam to robić.

Chwyciłam patelnię, stawiając ją ostrożnie na płycie indukcyjnej. Wrzuciłam na nią kawałeczek masła i w krótkiej chwili oczekiwania aż tłuszcz się roztopi, zrobiłam trzy obroty, kołysząc przy tym biodrami do znanego tylko mi rytmu (to nie tak, że nie mam poczucia rytmu, być może nie czuję Twojego, ale z moim wszystko gra!), po czym z właściwą dla mnie gracją (czyli żadną) przesypałam na patelnię garść szpinaku. Podczas wykonywania kolejnego piruetu, udało mi się otworzyć szafkę i wyciągnąć przyprawy, zręcznie posypałam zielone liście czosnkiem i solą, tak że ich znaczna część wylądowała również na świecącej czystością płycie, następnie jednym machnięciem różdżki przełożyłam solidny kawałek gorgonzoli na idealnie uduszony szpinak. Podobno gorgonzola, jak większość serów, strasznie śmierdzi. Na szczęście nie w moim świecie, bo od urodzenia nie posiadam zmysłu węchu, więc strasznie mi z tego powodu wszystko jedno. Wbiłam do miski dwa średniej wielkości jajka i roztrzepałam widelcem, doprawiając pieprzem i solą, następnie przelałam je na patelnie, a później magicznie wymieszałam wszystkie składniki, pilnując, by jajecznica zbyt mocno się nie ścięła.

Kiedy pierwszy raz nałożyłam tak przyrządzoną jajecznicę na widelec, a później wepchałam do gęby kremową gorgonzolę opatuloną jajeczną pierzynką z dodatkiem szpinaku, to zamigotał świat tysiącem barw, tysiąc nowych pytań przywiał wiatr, słońce zaczęło świecić nocą, a księżyc za dnia.*

Od tej pory przeważnie wiem, czego chcę. Choć jeszcze nie zawsze, ale coraz częściej po prostu pytam. Nie męża, nie mamy, nie babci, nie przyjaciół. Siebie pytam. Bo kto inny zna nas lepiej, niż my sami? Właściwie to problem w tym, że bardzo często nie chcemy siebie poznać, nie słuchamy siebie. Wiadomo, że najbliżsi chcą dla nas samych dobrości (jest takie słowo, prawda? słownik mi nie podkreśla, więc przyjmuję, że to słowo istnieje, przecież sobie go nie wymyśliłam. tak jak pyszne gruzińskie ciasto w kształcie łódeczki z jajem sadzonym to czaczapuri, pozdrawiam Pajacu <3), a dzięki ich doświadczeniu możemy otrzymać świetne rady. Dobrze jednak wiedzieć, że te rady i wskazówki, niewątpliwie kierowane z dobroci serca, nie zawsze będą z nami rezonować, bo oparte są na cudzych wartościach, przekonaniach i doświadczeniach.

Nieraz odpowiedzi przychodzą natychmiast, na niektóre należy cierpliwie poczekać. Ważne, żeby pytać. Nie trzeba być mistrzem bystrości, by dostrzec, że jajecznica ze szpinakiem i gorgonzolą jest tu jedynie metaforą, choć nie mam zamiaru odbierać jej istotności w moim życiu, wszak robi mi niemal każdy poranek. A moje życie składa się właśnie z takich małych szczęśliwostek, które służą mi, niekoniecznie wszystkim dookoła. Tak że, Mordeczki, szanuję wasz wysmażony boczek i skoro tak bardzo Was uszczęśliwia, będę go podsuwać pod wasze wygłodniałe japy, ale zrobię to dopiero wtedy, gdy zadbam o swój talerz, coby móc dać Wam wincyj dobrości (still istnieje, nie?).

Całe życie wmawiano mi, że nie cierpię poranków. Aż w końcu sama w to uwierzyłam i żyłam z tym przekonaniem dobrych kilkanaście lat. Ci, którzy napotkali moje spojrzenie rano, a którzy przeżyli, porównują to doświadczenie do spotkania z Bazyliszkiem czy czarnowłosą dziewczynką w białej koszuli o niezbyt przyjemnej mimice twarzy z „Kręgu”.

Pewnego dnia, oczywiście dzięki radzie Laski z „Chłopaki nie płaczą”, zapytałam się siebie, czego ja w tych porankach tak nie znoszę. Odpowiedź otrzymałam szybciej, niż w ogóle się spodziewałam. Wyszło mi, że ludzi.

Odkąd spędzam poranki sama ze sobą, najpierw pędząc przed siebie kilka kilometrów, a później delektując się ciszą i kawą, odkryłam, że są moja ulubioną porą dnia. Najzabawniejsze jednak jest to, że moja najbliższa rodzina wciąż twierdzi, że jestem jakimś porannym pomiotem szatana, no bo jak to można tak od razu po przebudzeniu nie uśmiechnąć się promiennie, krzycząc do zebranych w ten weekendowy poranek: Dzień dobry, kochani! Jak Wam się spało? Czy przygotowaliście już swoją dzisiejszą listę niecierpiących zwłoki pytań skierowanych do mojej jakże uśmiechniętej i chętnej do towarzystwa osoby oraz, czy możecie mnie już nią zasypać?

O której położyłam się spać? Czy słyszałam jak w nocy padał deszcz? Co będę jeść na obiad? Jak mi idzie prowadzenie firmy? Czy widziałam może gdzieś ładowarkę do telefonu? Czy pamiętam o rozliczeniu PIT-37? Ile jajek zje na śniadanie mój mąż, a może woli twarożek? Czy pamiętam wzór na deltę?

Tak, kurwa, pamiętam. Odpowiem, jak tylko dacie mi pozbierać myśli w ciszy i spotkamy się za godzinę, bo wtedy zamieniam się w duszę towarzystwa.

Chciałabym, aby wszystkie najdroższe mi osoby, które do tej pory myślą, że po przebudzeniu to ja ich nie kocham, a które są największymi fankami mojej twórczości, czyli mama i babcia (tak wiem, znowu krzywicie się na tę „kurwę” w poprzednim zdaniu i uważacie, że można pisać bez wulgaryzmów, a babcia to jeszcze pewnie robi znak krzyża i z głową podniesioną ku niebu szepcze, że dziewczynkom to już w ogóle nie wypada [spoiler alert: wszystko wypada], a ja Wam znowu odpowiem, że po to są wulgaryzmy, aby je ładnie umieścić, tam gdzie nadadzą ekspresji wypowiedzi), no, to żeby mama i babcia zrozumiały, że kocham je cały czas tak samo, tylko rano potrzebuję pobyć sama, coby później mieć energię na rozbawianie towarzystwa moją błyskotliwością, he he.

* Zamigotał Świat, Varius Manx

Photo by Sasha Freemind on Unsplash

Udostępnij