życie codzienne, ludzie

NIE MASZ W CZYM IŚĆ? TO IDŹ Z GOŁĄ DUPĄ!

 dla Mamy

 

Biegnę przez las. Moje nogi odmawiają posłuszeństwa. Próbuję nimi poruszać, wszystko na nic. Jestem bezsilna. Oglądam się za siebie, tygrys jest coraz bliżej. Wiem, że zaraz mnie dopadnie. Poddaję się.

Otwieram oczy, ciężko dysząc. To był tylko sen.

– Gdzie wczoraj byłaś? O której wróciłaś do domu?! – Wzdrygam się, podskakując na łóżku.

– Ja przez ciebie to kiedyś zawału dostanę! – rzucam w stronę mamy, która leży na moim łóżku, podpiera ręką głowę, patrząc na mnie wyczekująco.

– Oj nie przesadzaj, ile można spać? Co wczoraj robiliście? Kto był? Masz kaca? Wali jak z gorzelni. Ile żeś wczoraj wypiła? Tylko nie mów, że cię głowa boli. Byłam na zakupach, nie uwierzysz, za ile kupiłam pomidory! No zgadnij! – Każde słowo odbija się echem po mojej głowie. Jeszcze nie doszłam do siebie po tym, co mi się śniło, a maraton pytań właśnie się rozpoczął.

Jakie, kurwa, pomidory? – mówię do siebie w myślach. – Czy musisz do mnie gadać z rana? – odpieram oskarżycielskim tonem.

– Z tobą to zawsze taka gadka, idę do twojego brata, może on będzie bardziej rozmowny. – Zniknęła za drzwiami. Biedny Adaś. Jeszcze nie wie, co go czeka. Żartowałam. W ogóle nie jest mi jego szkoda.

Tak właśnie wygląda życie z moją rodzicielką. Dusza towarzystwa. Najgorzej jest na zakupach, kiedy stoimy w kolejce do kasy. Kolejka maleje, a ja robię wszystko, żeby cała uwaga mamy skupiła się tylko na mnie. Bo jeśli ona nawiąże kontakt wzrokowy z ekspedientką to już koniec, przepadnie. Wystarczy tylko ułamek sekundy, chwila nieuwagi, a mama już opowiada o tym, co robiła w wakacje w Wiedniu. To nic, że pierwszy raz widzi człowieka na oczy. A najlepsze jest to, że ludzie stojący za nami również wdają się w dyskusję. No i ja mam wątpliwości, czy dalej jestem w Piotrze i Pawle, czy to może jest bazar na Bakalarskiej. Dzień, w którym mój brat zrobił prawo jazdy, był prawdziwym świętem dla taty. On to w ogóle rozpoczął zupełnie nowy rozdział swojego życia. Odkąd nie jeździ z mamą na zakupy, po prostu nie wie, co robić z wolnym czasem.

Oczywiście nie zawsze jest tak sympatycznie. Ten, kto był kiedyś na koncercie ACDC i jest przekonany o tym, że słyszał już wszystko, widocznie nie był ofiarą złości mojej mamy. Jestem przekonana, że sąsiedzi nieraz chcieli dzwonić na policję, tylko po prostu za bardzo się bali. Mój Boże, sama raz chciałam zadzwonić, kiedy ojciec zapytał się, gdzie jest jego biała koszulka, podczas gdy mama oglądała Familiadę. Tak się zaczęła wydzierać, że ja do dziś mam problemy ze słuchem, a sąsiedzi to nawet przyciszają swoje telewizory w porze tego świetnego teleturnieju. Od tego czasu tato już zawsze wie, gdzie są jego rzeczy. Ostatnio szukał swojej kamizelki, rzuciłam luźno, żeby zapytał mamę, to tak zzieleniał na twarzy, że już pogotowie chciałam wzywać. Później jeszcze kilka dni się do mnie nie odzywał, zarzucając mi, że tylko czyham na jego życie i w ogóle to on już od dawna przeczuwał, że chcę się go pozbyć.

Kilka lat temu kupił mamie wielki bukiet czerwonych tulipanów. Był z siebie taki dumny, nic nie przeczuwał, biedaczek. Później dowiedział się, że skoro ściany salonu są granatowe, to tylko żółte kwiaty wchodzą w grę, i czym on się w ogóle kierował przy tym wyborze, więc na walentynki dostała gaz pieprzowy, coby czuła się bezpiecznie. Ja tam nie mam żadnych wątpliwości, co do tego, że mama i bez gazu by sobie poradziła. Kiedyś jakiś typ chciał jej ukraść torebkę na przystanku, to tak go zdzieliła tą torbą, że jak facet zaczął uciekać, ta dalej za nim biegła i obkładała go po łbie.

Bezpośredniość, a raczej umiejętność jej stosowania w odpowiednich sytuacjach, również nie jest jej mocną stroną. W zeszłym roku pojechałyśmy wybierać suknię ślubną. Czekamy cierpliwie na moją kolej przymiarki. Pech chciał, że stała przed nami nieco puszysta pani, co się na nic zdecydować nie mogła. Mama popatrzyła z niedowierzaniem na bezradną obsługę i to był właśnie ten moment. Już robi krok do przodu, otwiera usta, ja próbuję odwieść ją od tego pomysłu, tarasując drogę. Co ja sobie myślałam, że mam z nią jakieś szanse w tym starciu? No nie miałam.

– Czy pani nie widzi, że ta suknia nie pasuje do pani figury? A panie co tak stoją, jakby nie wiedziały, co ze sobą zrobić? – zagadała oburzona.

– Eeee… – Wszystkie spojrzały w jej kierunku.

– Typ księżniczki, i to tak obszerny na dole, że w tym tiulu to się zgubić można, proszę pozostawić bardzo szczupłym dziewczynom. Wygląda pani, jak arbuz. Proszę na mnie spojrzeć, również mam trochę ciałka, nie mówię, że nie, ale umiem się odpowiednio ubrać. – Stało się, powiedziała to głośno.

– No w końcu ktoś mówi do mnie konkretnie – odpowiedziała z uśmiechem na ustach przyszła panna młoda.

Jak Ona to robi?! Nie wiem. Oczywiście wizyta w salonie sukien ślubnych trwała cały dzień, bo mama zaczęła ubierać wszystkie dziewczyny. Mało tego, nie omieszkała wzbogacić właścicieli o nowe pomysły na fasony, ozdoby i kroje.

Taka właśnie jest moja Umbrella Ela Ela.

Mamo, dziękuję. Za wszystko.

 

 

Udostępnij