życie codzienne, ludzie

KORMORANY

Tuptam po muśniętej poranną rosą trawie, dzierżąc w ręku kubek gorącej kawy. Przed moimi oczami maluje się obraz spokojnej tafli jeziora, nad którym zawisło brudnoróżowe niebo gotowe na powitanie wchodzącego lada moment słońca. Na ten widok wstrzymuję oddech, a w dole brzucha czuję latające motyle. Tę magiczną chwilę przerywa plusk gorącej kawy lądujący na mojej stopie. Przebiegła woda znowu rzuciła na mnie zaklęcie Imperio, przez co mój system operacyjny zawiesił się i mail, co to go mózg wysłał do układu sterowania ciałem, doszedł z opóźnieniem. 

Niewzruszona mało przyjemną chwilą otrzeźwienia stawiam bosą stopę na drewnianym pomoście, podczas gdy brudny róż nieba ustępuje rubinowi i odcieniom pomarańczy.

Siadam na deskach, zanurzając nogi w letniej wodzie. Ze łzami wzruszenia spływającymi po zaczerwienionych policzkach zaczynam oglądać przedstawienie. Na widowni jestem tylko ja i kot Daniel, a za te VIP-owskie miejsca zapłaciłam pobudką o 3:50. To uczciwa cena. Daniel jak zwykle przyszedł z mordą na pączki i coś tam mruczał, żebym nie siorbała tak głośno, tylko pomiziała za uszkiem.

Szum wody miesza się z powiewającymi na wietrze tatarakami, śpiewem ptaków i klangorem żurawi. W oddali perkozy nurkują, by złowić jakieś tłuste rybki na śniadanie, a słońce wznosi się nad horyzontem. Światło odbijające się od tafli jeziora połyskuje na majestatycznych liściastych drzewach, których korzenie znajdują się w wodzie. 

Biorę głęboki wdech, zasysając tę całą magię do serduszka, a wraz z wydechem wyrzucam panów z Media Expert, politykę, wiadomości i reklamy suplementów diety, dzięki którym mamy być pełni wigoru w tym przebodźcowanym świecie, zamiast po prostu się z niego wylogować i zacząć w końcu słuchać siebie. Dzięki Tank, że zabrałeś mnie z tego Matrixa!

– Co mówisz? – pytam Daniela, który wydaje się być mocno poirytowany moim siorbaniem kawy.

– Widzisz te drzewa w oddali? – Wymiałczał.

– No widzę, a co?

– Wśród nich są te, które produkują tlen, dzięki któremu możesz oddychać, kretynko.

– No i co? 

– Powinnaś je przeprosić. I wrócić do czochrania.

Udostępnij