– Adek, możesz ściszyć ten telewizor? I dlaczego oglądasz TVP kultura?
– Obok mieszkają fajne dupy. Niech wiedzą, że z nas to są kulturalne chłopaki! Dawaj głośniej, niech usłyszą!
– A ty w ogóle byłeś kiedyś zakochany, Panie Ładny?
– Kiedyś jeździłem do takiej jednej. Fajna dziewczyna i z wyglądu taki mój ideał.
– No i co się stało?
– Spieprzyłem sprawę. Nie sądzę, żeby teraz chciała się w ogóle do mnie odzywać.
– Niech zgadnę, byłeś po prostu sobą?
– [śmieje się] Tak, tak, tak. Zły Adrian, och jaki ja jestem niedobry.
– Bardzo dobrze, dziewczyny na to lecą. Nie zmieniaj się, ale nie bądź też chujem, bo przesadzisz.
– Przyjdzie na to pora. To co, po szampanku?
– Tylko nie wybij mi oka korkiem! – Zasłaniam twarz ręką.
* * *
– Uważaj z tym parasolem, bo zaraz wsadzisz mi go do oka – rzucam w stronę męża. Szare niebo odbija się w zalanych deszczem ulicach.
– Daj rękę – powiedział M. Mocno ścisnęłam jego dłoń, ruszając przed siebie.
* * *
– Adrian, masz strasznie zimną rękę. Dlaczego się uśmiechasz, kiedy wszyscy płaczą?!
* * *
– Dajcie spokój, On by nie chciał, żebyśmy byli smutni.
– Polej.
* * *
– No i mnie oblałeś! Wiedziałam, że to się tak skończy! Usiądź na dupie i pij to piwo!
– Lidia, nie gniewaj się. Zaraz to wytrę.
– Nic nie wycieraj, bo jeszcze się na mnie przewrócisz. Już ledwo w drzwi się mieścisz, nie chcę żebyś mnie zmiażdżył.
– [odsłania koszulkę, napinając biceps] A będę jeszcze większy!
– …
– [wzdycha z oburzeniem] No przepraszam, no.
– I tak nie umiem się na ciebie gniewać, Głąbie.
– [z szelmowskim uśmiechem] Widzisz? Adrian wcale nie jest taki niedobry.
* * *
– Na wstępie bardzo chciałbym wam wszystkim podziękować za przybycie. Zebraliśmy się w tak licznym gronie, aby…
* * *
– Trochę nas dużo…
– Pomieścimy się. Marcin, skocz na dół po krzesła.
– Ja zajmuję moją stałą miejscówkę na kanapie! Gdzie mój kocyk?
– Już przynoszę, tylko przełącz tego ,,Kevina samego w domu”.
– Jest pierwszy dzień świąt, Kevin musi być i kropka!
– Dobra, niech ci będzie. To co, wściekłe psy?
– [wszyscy chórem] Taaak!
– [podnosi kieliszek] Najlepszego!
* * *
… aby uczcić pamięć Adriana. Syna, brata, przyjaciela.
– Najlepszego przyjaciela – wyszeptał M.
– Wytrzyj oczy. – Podałam mu chusteczkę.
* * *
– Lidia, nie płacz. Wy baby to takie głupie jesteście, wymyślacie dziwne rzeczy. Chyba zwariowałaś, że mój przyjaciel cię oszukuje. Zobaczysz, wróci z tej Francji i będzie dobrze.
– W dupie to mam. A teraz zrobię mu na złość, pojadę sobie na imprezę, a jutro zadzwonię i opowiem, jak było!
– W dupę to ty pojedziesz. Do domu szoruj.
– Jasne… Tato.
– [wstaje, ściąga koszulkę, wartko zmierza w stronę auta] No to zobaczymy. Z kim tam masz jechać? Z tymi, co właśnie podjechali samochodem?
– Ej! Uspokój się, dobra, już dobra, nigdzie nie idę!
– Kto się odważy zabrać dziewczynę mojego przyjaciela do baru, dostaje wpierdol. Jacyś chętni? Szybko, bo nie mam, kurwa, czasu.
* * *
– Miał zaledwie 28 lat, jednak żaden czas nie jest dobry na śmierć…
* * *
– Wyszedłeś!!! – krzyczę, biegnąc w Jego stronę.
– [ze swoim szelmowskim uśmieszkiem] Cześć Lidia!
– [wisząc mu na szyi] Jak dobrze, że jesteś z nami!
I na zawsze będziesz w naszych sercach.
* 21 gramów – tyle waży dusza po opuszczeniu ludzkiego ciała wg. amerykańskiego lekarza praktykującego na przełomie XIX i XXw. w Haverhill w stanie Massachusetts.