życie codzienne, ludzie

JAK MÓJ MĄŻ ZOSTAŁ GANGSTEREM

Odkąd sięgam pamięcią, zawsze objawiałam jakąś niezdrową fascynację półświatkiem przestępczym i prawilnymi zasadami ulicy. Być może zaczęło się od oglądania „997” w podstawówce z dziadkami? Biorę również pod uwagę słuchanie Liroya i Ryśka Peji, kiedy to na ławce pod blokiem całą ekipą z 6 klasy podstawowej recytowaliśmy teksty ich utworów. Wiesz – ławka, chłopaki z bloku, obok leżą ketchupowe maczugi i biały proszek w postaci oranżady w saszetce, plus cola na zapicie, a my tam ostro podśpiewujemy: „Wyciągają mnie z klatki, straszą pójdziesz za kratki! Zapowiadają sanki bez rymów i szklanki. Ta noc była długa, najebkowicz uga-buga, wyczynia w centrum cuda, w każdy weekend pewna zguba!”.

W każdym razie niemałe było moje zaskoczenie, kiedy ojciec oznajmił mi, że kiedyś miał możliwość zostać gangsterem, ale na szczęście wyprowadził się z Wołomina i oddał się rodzinie. I ja sobie wtedy myślę – typie, co za dziwną definicję „oddania się rodzinie” masz w głowie! Przecież jakby tato został gangsterem, to mało tego, że budziłby postrach i szacunek na dzielni, a jeszcze mielibyśmy siana jak lodu! Cóż, postrach wzbudza nadal, bo nigdzie nie rusza się bez swojego plecaczka wypchanego po korek: nunchaku, wiatrówkami, nożami i innymi dziwnymi rzeczami. A to, że bycie gangsterem wiąże się z szybkim zakończeniem żywota na tym łez padole, no to zrozumiałe – ryzyko zawodowe. Ja, jako właścicielka biura rachunkowego, również mierzę się z takim ryzykiem, bo za każdym razem, gdy klienci pytają się mnie, czy oni są na ryczałcie, czy VAT, to dochodzi u mnie do migotania przedsionków i stanu przedzawałowego.

Nikogo zatem nie zdziwi fakt, że kiedy pewnego dnia odebrałam telefon i usłyszałam w słuchawce: „Dzień dobry, Komisariat Policji w Krakowie, czy mam przyjemność z panią Lidią?”, to najpierw żołądek podszedł mi do gardła, bo zaczęłam łączyć kropki – eMcio w delegacji w Krakowie, a później sobie pomyślałam, że jak nie udało się z tatą gangsterem, to chociaż mąż mi się trafił! Policjant kontynuował: „Mąż prosił, żeby powiadomić panią, że obecnie przebywa u nas na posterunku, żeby się pani nie denerwowała.”. Nie no pewnie, dzięki mordo, kamień z serca, już jestem spokojna, bo jak eMcio u was na dołku to spoko, czym mogłabym się w takiej sytuacji przejmować? No i dopytuję, za co go zgarnęli i czy za pobicie. Oni na to, że nie mogą powiedzieć, ale będzie zatrzymany na 24h. Zapytałam, co serwują dziś na kolację i czy mogą być dla niego uprzejmi – mogli, podziękowałam pięknie za tę jakże ujmującą serduszko informację i zaczęłam działać. Najpierw obdzwoniłam koleszków, którzy byli razem z nim w delegacji – oczywiście udawali greków, bo jak zapytałam, gdzie eMcio, to oni na to, że poszedł do sklepu. Więc pytam, kiedy wróci, i czy prawidłowa odpowiedź to: JUTRO.

Nie było czasu do stracenia, od razu kupiłam bilet na pierwszy pociąg do Krakowa, spakowałam walizkę i pomknęłam na ratunek mężowi. Następnego dnia rano wysiadłam na dworcu w Krakowie z torbą wypełnioną słodkościami, powiększonym zestawem z McDonald’s i zimnym piwerkiem, coby otrzeć łezki mojego gangstera po tej koszmarnej nocy, bo wiadomka, że świat zza krat nie taki kolorowy.

Wbijam na posterunek z tym całym majdanem, pytam w recepcji, czy przetrzymują mojego męża i kiedy do cholery go oddadzą. Policjant na to, że owszem, pan eMcio jest u nich, ale tak szybko to on nie wyjdzie, bo właśnie rozmawia z panią prokurator. Ta informacja mnie nie usatysfakcjonowała, ale grzecznie usiadłam na ławce w oczekiwaniu, gdy jakaś młoda siksa ze stertą papierów w ręku zaczepiła mnie, pytając, czy ja w sprawie eMcia. Ucieszyłam się, że jest tu ktoś chętny, by pomóc, odpowiadam, że tak i czy wie, kiedy będzie mógł wyjść. A ona na to, z takim zalotnym uśmieszkiem na tej ładnej japie, że będę musiała trochę poczekać, bo ONI SOBIE WŁAŚNIE TERAZ ROZMAWIAJĄ.

No i to już przelało czarę goryczy, bo nie będzie pindzia jedna podrywać mi męża na komendzie, a co gorsza – wkurzyłam się na eMcia, że ja tu zapierdzielam z Warszawy pierwszym porannym pociągiem z siatą przysmaków, a ten gnój w najlepsze flirtuje z panią prokurator i nigdzie mu się nie spieszy! Wyszłam obrażona z komisariatu i udałam się do pobliskiego parku, spocząć na ławce i obmyślić plan zemsty. Zaczęłam od zjedzenia jego powiększonego zestawu z maka – nie będzie tam sobie siedział taki zadowolony. Wysłałam mu SMS, że jak wyjdzie, to ma skręcić w lewo do parku, bo mamy sobie do pogadania.

Po niespełna godzinie wyszedł, Pablo Escobar pier***ony, a ja obserwuję, jak niedowierzanie maluje się na jego gębie. Rzuciłam w niego paczką chipsów i batonem, już miałam ściągać obrączkę i również walnąć mu nią w twarz, ale mnie przytulił. No to nie walnęłam.

– Czyli oni jednak nie robili sobie jaj! – wypalił eM z przejęciem w głosie.

– Jakich znowu jaj?! Czy tobie jest do śmiechu?!

– No bo jak mnie przesłuchiwali i spisywali zeznania, to wpadła ta prokuratorka i mówi, że żona czeka przy recepcji z walizką, tylko nie wie, czy swoją, czy moją i już nie mam gdzie mieszkać – hy hy. Pomyślałem, że mnie wkręcają, no bo niby jakbyś miała się tu znaleźć!

– No nie wiem, może takim fajnym wynalazkiem ludzkości, co to po szynach mknie jak wściekły, ale mogę się mylić – przewracam oczami. – Przywiozłam ci różne przysmaki, bo pewnie jesteś głodny. Policjant wyśmiał mnie, kiedy zapytałam, co na kolacje będziesz jadł. Ale jak się dowiedziałam, że wolisz sobie prowadzić rozmowy z tą prokuratorką, zamiast wyjść od razu do żony, to w odwecie zjadłam twoje śniadanie!

– A weź! Głupia pinda z niej! Kazała mnie skuć kajdankami, jakbym był jakimś przestępcą!

– Naprawdę jej nie polubiłeś? – zapytałam już łagodnym tonem pełnym wzruszenia.

– Totalnie nie! – odpowiedział zdezorientowany mąż.

– Uf! Dobrze, to chodź, kupimy ci coś pysznego do jedzenia, ty mój gangsterze – odrzekłam i pociągnęłam eMcia za rękę.

Prawdziwy gangster ma blizny i złote łańcuchy. Mój ma karnet do Biedry i bliznę po obieraniu ziemniaków, co nie oznacza, że nie jest prawdziwy!

Photo by Jonathan Cooper on Unsplash

Udostępnij