damsko-męskie

MOMENTY. CZĘŚĆ I – MĄŻ

#1

– Nudziii mi się… – stwierdził mąż, rozciągając się na kanapie.

– Czekaj, mam pomysł! – rzuciłam błyskotliwie, a M, jak bywa w takich chwilach olśnienia, szybko zerwał się z łóżka z lekkim przerażeniem w oczach.

– Co tym razem wymyśliłaś? – zapytał gorączkowo.

– Rozsiądź się wygodnie – pchnęłam go z powrotem na kanapę – a ja zrobię striptiz!

No więc zaczynam ściągać bluzę, kołyszę biodrami i zdaje mi się, że robię to niezwykle zmysłowo, choć tak naprawdę wygląda to jak zwykle, to jest jakbym walczyła z moim wewnętrznym Venomem. W końcu udaje mi się zrzucić bluzę na podłogę, zaczynam ściągać rozciągnięte, domowe leginsy, na co mój mąż, nie mogąc już wytrzymać tej eskalacji seksapilu, mówi:

– Ubierz się, bo zimno jest.

#2

Późny wieczór. M. poszedł wziąć prysznic, więc stwierdziłam, że to idealna okazja do zrobienia jakiegoś żarciku. Zostawiłam włączony telewizor i zapalone światło w salonie, zakradłam się do ciemnej sypialni i położyłam się na podłodze w połowie pod łóżkiem (w połowie, bo cała się nie zmieściłam). Plan był taki: ja czekam sobie po cichutku w sypialni, wycierając bebzolem kurz spod łóżka, M. wychodzi z łazienki, dostrzegając moją nieobecność, więc wbiega zestresowany do sypialni, zapala światło, ja wyskakuje spod łóżka i wystraszam go na śmierć, krzycząc ,,Aaaaaaa!!!!!”. M. wziął mnie jednak z zaskoczenia. Sytuacja wyglądała następująco:
M. otwiera drzwi, ja zaczynam się chichrać w rękaw, dopada mnie atak śmiechu, więc nie mogę wstać z podłogi, M. nie ma pojęcia, co tu się odpierdala, bo umówmy się, nie jest przyzwyczajony do widoku swojej żony leżącej plackiem na podłodze w ciemnym pokoju, ja krztuszę się ze śmiechu i wyglądam, jakbym miała atak padaczki, przerażony M. próbuje podnieść mnie z podłogi, myśląc, że coś mi się stało, ja próbuję Go uspokoić, jednak zapowietrzona od śmiechu nie jestem w stanie wydusić z siebie słowa.

#typowywieczórzżoną
#takobietamniewykończy
#cozemnąnietak ?

#3

Leżymy z M. na kanapie. Minęła godzina odkąd zjedliśmy obiad. Idę do lodówki i wracam z kostką żółtego sera.
– Przecież przed chwilą jedliśmy obiad.
– No i co z tego. Ja zjadłam dwa kotlety a ty cztery. A poza tym jak będziesz wypominał mi, co jem i ile jem, to ciebie też zjem.

#iniktciniepomoże
#żółtyprotest
#mójsermojasprawa

#4

Wesele. Siedzimy z M. na tarasie racząc się rześkim, letnim powietrzem. Z sali dobiega dźwięk wolnego, romantycznego utworu.

– Oooo, uwielbiam tę piosenkę. Piękna! – mówi rozmarzony M.
– No to chodź, zatańczymy! – Rzucam się mu na szyję.
– Tak dobrze pije się przy niej wódkę.

#mojmążtakiromantyk
#potańczone

#5

Mąż po powrocie z pracy zastał mnie rozkraczoną na podłodze.
– Rozciągasz się? – Sherlock Holmes nie miałby z nim szans w tej sytuacji.
– Jak widać – odparłam, wzdychając ostentacyjnie.
– Idziesz biegać?
– Tak. Ostatni raz biegałam, czekaj, niech no odpalę moje Endomondo… Ponad trzy tygodnie temu!
– Mhm.
– Chcesz wiedzieć, dlaczego akurat dziś, teraz, nagle, już?
– Ciekawość to mnie po prostu zżera od środka – powiedział z ironią.
– Dziś w nocy usłyszałam coś okropnego.
– Dlatego stwierdziłaś, że wrócisz do biegania?
– Daj mi dokończyć! Przebudziłam się w środku nocy, panowała cmentarna cisza, a ja przeczuwałam, że coś jest nie tak. I nagle to usłyszałam…
– Co takiego?
– Usłyszałam, jak rośnie mi dupa!

*
Wróciłam spocona do domu. Rozbieram się z dresów, żeby wskoczyć pod prysznic.

– Kochanie, ciii…. Słyszysz to? – M. kładzie wskazujący palec na ustach, rozglądając się konspiracyjnie po pokoju.
– Ale co? – pytam zaintrygowana.
– Dupa ci chyba maleje.

#mójcion
#czytojakiśpodstęp ?

#6

Dzwonię do męża, by dowiedzieć się, jakie jest jego położenie. Odpowiada, że niebawem wraca, jeszcze tylko do fryzjera zajedzie. W końcu wchodzi do domu, daje mi buziaka na powitanie, uśmiecha się.

– No super wyglądasz! Fajnie cię obcięła!
– Kto?
– No fryzjerka! Naprawdę, rewelacja!
– Ale ja w końcu nie byłem u fryzjera. Miejsc nie było, zapisałem się na jutro…

#7

Urodziny mojego męża obfitowały w moc wrażeń. Atrakcjom nie było końca a zatem nic dziwnego, że po kilkugodzinnym moczeniu dupy w wodach termalnych, naszła mnie ochota na gorącą kąpiel w hotelowej wannie. Takie święto obchodzi się jedynie raz w roku [chyba że ktoś urodził się 29 lutego #smuteczek], toteż zadbałam o odpowiedni nastrój.
Wskoczyłam do wanny i zaczęłam bawić się pokrętłami od kranu, wymachując prysznicem we wszystkie strony, jakbym trzymała w ręku miecz świetlny. To tylko dwa pierwiastki połączone ze sobą wiązaniem kowalencyjnym spolaryzowanym, a za każdym razem cieszą tak samo.
Podczas gdy ja ekscytowałam się strumieniami wody, taplając się w pianie, przez wrota do mojego rozkosznego fokarium wkroczył On. Ze wzrokiem pełnym pożądania zaczął zrywać z siebie koszulkę, odsłaniając swoje umięśnione ciało. Rzucił ją niedbale w kąt i jednym ruchem pozbył się spodni, mówiąc: „Już do ciebie idę, kochanie.”
Ruszył w moim kierunku z lekkością rusałki, by tuż przed krawędzią wanny opaść na podłogę niczym delikatny płatek śniegu lądujący na tafli zamarzniętego jeziora. Żartowałam. Pierdolnął jak długi, aż się kafelki na ścianach zatrzęsły. Natychmiast zrobiłam to, co poczyniłaby każda kochająca żona, mianowicie wybuchłam gromkim śmiechem. Jakby w tejże chwili wszedł jakiś lekarz i miałby zacząć ratować życie jednego z nas, bez wątpienia byłabym to ja, jestem przekonana, że wyglądałam, jakbym dostała ataku padaczki.
Wtem przypomniałam sobie te wszystkie odcinki „Ojca Mateusza”, gdzie w 80-ciu procentach przypadków ofiary umierają na skutek przewrócenia się. Atak śmiechu ustąpił miejsca przerażeniu o życie mego jedynego męża, już miałam rzucać się na ratunek, kiedy ten wstał w mgnieniu oka, zmierzył mnie pogardliwym spojrzeniem, zrobił piruet na pięcie i wyszedł z fokarium, trzaskając drzwiami.

#mistrzowieromantyzmu

#8

– Popatrz, jaki ładny dom ktoś tu sobie buduje – powiedział M, wskazując uroczy budynek przez samochodową szybę.
– Rzeczywiście, baśniowy! Ile czasu zajęłoby ci wybudowanie takiego domku? – pytam.
– No tak mniej więcej rok i moglibyśmy się wprowadzać.
– Ja już sobie to wszystko wyobrażam. Letni wieczór, wraz z rodziną i przyjaciółmi jemy kolację w naszym ogrodzie. Ukradkiem karmię marchewkami naszego mini kucyka, który zaczepia mnie pod stołem swoimi delikatnymi chrapkami. Pełne energii alpaki kicają wesoło po podwórku, próbując wsadzić swoje ciekawskie mordki do salaterek z jedzeniem. Tylko nie wiem, co zrobimy z kozami, trzeba będzie wybudować im jakąś zagrodę, bo za bardzo psocą.
– Widzisz ten sklep po prawej stronie? – pyta mąż rozmarzonym tonem. – Zawsze kupowaliśmy tam z chłopakami wódkę przed imprezą. – westchnął z nutką sentymentu.

Aha.

 

 

Udostępnij