życie codzienne, ludzie

DOKĄD ZMIERZAMY?

Mój mąż zawsze chciał mieć życie jak z filmu. Dzięki mnie właśnie takie to żyćko ma. No może nie jak z filmu, ale „Rodzina Zastępcza” odgrywa się u nas na chacie niemal każdego dnia.

– Buenos días, cariño! – krzyknął entuzjastycznie Jędrula od progu mieszkania. Niby zmęczony po pracy, ale tryskający energią.

– Cześć – odrzekłam z marazmem w głosie, leżąc na kanapie ze wzrokiem zawieszonym na suficie. Stary nie jest z pierwszej łapanki, po pierwszej nutce rozkminił, co się dzieje, więc odruchowo cofnął się w stronę drzwi.

– Coś się stało, Alutka? – Zaryzykował. Ten to ma silną psychikę, skubany.

– To się dzieje już od dawna, Jędrula. Vanitas vanitatum et omnia vanitas – westchnęłam, wciąż wpatrując się w sufit.

– No to ciekawie, widzę. Wiem, że będę tego żałował, ale niech będzie… Rozwiniesz swoją myśl?

– Nie masz czasem takiego wrażenia, że jako ludzkość postępujemy z rozwojem, a równocześnie się w nim cofamy?

– Wiedziałem, że będę żałować. Mogę nie odpowiadać?

– Rozwój dał nam możliwość nietrapienia się o to, że zostaniemy obiadem dzikiego zwierzęcia podczas naszej wyprawy po dzban wody na drugi koniec wioski, a z drugiej strony cenę za ten komfort płaci nasza planeta, której dni są policzone między innymi przez nasze mniemanie, że jesteśmy pępkiem świata i wszystko nam się należy?

– Wiesz co, wiedziałem, że o czymś zapomniałem, kończąc ten pieprzony remont. Muszę się wrócić i położyć jeszcze raz fugę…

– Żremy i pijemy na potęgę, dogadzamy sobie w każdy możliwy sposób, ciągle tylko kupując: nowe samochody, ubrania, elektronikę. Zabijając zwierzęta, które hodujemy tylko po to, by je zjeść – kontynuuję wywód, ignorując, co do mnie mówi. – Nastały czasy, w których w ogóle nie trzeba wychodzić z domu, żeby dostać to, na co mamy właśnie ochotę. Jebany kaprys. Jesteśmy tak ograniczeni, że płacimy hajs za możliwość skosztowania krzty ruchu i spalenia tej tony żarcia poprzez sztuczny wysiłek na siłowni.

– Alutka, jak już wspomniałem, ta rozmowa, a raczej monolog, nie idzie w dobrym kierunku.

– Budujemy więcej i więcej. Te wszystkie luksusowe hotele, postawione po to, by móc czerpać zysk od ludzi chcących złapać trochę kontaktu z naturą, którą to naturę w ten sposób dewastujemy. Wpierdalamy naszej planecie zanieczyszczeniami, odpadami, wykorzystujemy jej zasoby naturalne bez opamiętania. Przecież to zaraz pierdolnie.

– Ehhh… – Tryskający przed momentem energią Jędrula ciężko opada na kanapę ze spuszczonymi do połowy spodniami, które miał właśnie zdjąć, ale jakby się zawahał. Wygląda, jakby właśnie zeszło z niego całe życie.

– Jedzenie przestało być dla nas czymś niezbędnym do przeżycia, stało się rozrywką. Przez co jest w nim tyle gówna, że doskwiera nam coraz więcej nowych chorób. Z drugiej strony rozwinęliśmy się na tyle, że już nie umieramy na gorączkę w wieku 30 lat.

– No właśnie! Nie uważasz, że to jest piękne? – odrzekł nieco ożywiony.

– Nie.

– Aha.

– Dożywamy nawet 90tki, ale powiedz mi, co to jest za życie? Ciągle nas coś boli, ledwo jesteśmy w stanie funkcjonować. Czy to jest cena dłuższego życia? Czyż nie łatwiej, lepiej i intensywniej byłoby pożegnać się z tym życiem w wieku 40 lat?

– Miałem tyle fajnych planów na to wolne popołudnie, ale chyba pójdę się przespać.

– Nie zrozum mnie źle! Ja doceniam, bardzo doceniam fakt, że jako ludzkość tak się rozwijamy, odkrywamy świat, tworzymy piękną sztukę, no i że nie muszę w tym momencie rozpalać ogniska nad Wisłą, żeby zaspokoić podstawowe potrzeby – kontynuuję – to ten konsumpcjonizm mnie męczy – w tle Eldo nawija o tym, że nikt nie pamięta, po co biegnie, czy na pewno po szczęście i pyta, czy sam bieg nie jest biegu sensem.

– To fajnie, bardzo fajnie, Lidziu, że doszłaś w końcu do takich wniosków. Słuchaj, bo idę do sklepu, nie chciałabyś czegoś?

– No właśnie to jest to, o czym mówię. – Jędrula opadł z powrotem na kanapę z rezygnacją. – Konsumpcjonizm jest odpowiedzialny za sztuczne, wynaturzone tworzenie potrzeb i obsesję wzrostu. W ten sposób nie tylko przekraczamy pojemność środowiska, niezdolność odtworzenia zasobów prowadzi do katastrofy ekologicznej i poważnych wynaturzeń psychiki człowieka.

– Ja to ci powiem, Alutka, że moja psychika jest chyba niezniszczalna.

– Jędrula, nie bądź trywialny. No sam powiedz, co czeka to nasze potomstwo? Jestem za 500+ dla każdej rodziny, która świadomie nie zdecyduje się na rozmnażanie. Żeby tej naszej planecie żyło się lepiej. Żeby było nas mniej. Żeby w ogóle dało się żyć. Żeby „Inferno” Dana Browna come true. Wierzę, że jest jeszcze nadzieja, tylko trzeba nas zahamować.

– No, no. Wiesz, bo pamiętasz, jak miałem już nie wyjeżdżać w delegacje, co nie?

– Delegacje, sracje. Czymże one są w obliczu katastrofy klimatycznej?

– Nie no, wiadomo że niczym ważnym, ale jutro wyjeżdżam. Będę bardzo tęsknić. Idę się pakować.

W tym momencie dostaję wiadomość od przyjaciółki, która puentuje moje wywody krótkim, aczkolwiek urzekającym stwierdzeniem:

„Co mam Ci powiedzieć? Masz ze wszystkim rację, ale może zamiast się nad tym zastanawiać, to po prostu żyj”.

Lecę z telefonem do męża, pokazuję treść i mówię:

– No, widzisz? Monika tak sobie radzi z moim pierdoleniem.

Photo by Kenny Eliason on Unsplash

Udostępnij