życie codzienne, ludzie

ZA OSTATNI GROSZ

POPATRZ, JAK WSZYSTKO SZYBKO SIĘ ZMIENIA, COŚ JEST, A PÓŹNIEJ TEGO NIE MA

Czuję wilgoć na moich policzkach. Odczuwam dziwną pustkę, która przypomina mi o tym, że coś się właśnie skończyło. Nie mogę powstrzymać łez wzruszenia, zresztą nie tylko ja. Obserwuję, jak kilkanaście osób, z którymi spędziłam ostatnie dziewięć lat życia, ściska się czule. Jesteśmy grupą nastolatków, którzy zdali testy gimnazjalne i raczą się zimnym piwem, by uczcić zakończenie roku szkolnego. Kiedy masz szesnaście lat, jedna warka strong robi robotę na cały wieczór. Tak więc upajamy się wiosennym powietrzem, jakim emanuje Saska Kępa. Płaczemy, śmiejemy się, obiecujemy sobie, że pójście do różnych liceów i poznanie nowych ludzi, niczego między nami nie zmieni. Ktoś puszcza z telefonu „Every Single Day”. Jesteśmy tacy młodzi, tacy naiwni.

CZŁOWIEK JEST TYLKO SUMĄ ODDECHÓW, WIĘC NIE MÓW MI, ŻE JEST JAKIŚ SPOSÓB

Gosia drze się do mnie z drugiego końca padoku. Od podstawówki łączy nas ta sama pasja: konie. Cała reszta nas różni, dlatego jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami. A więc trochę nie rozumiem, dlaczego widząc, jak ledwo utrzymuję się na grzbiecie tego ogiera, nakazuje mi przypieprzyć mu batem i nie dać za wygraną, przecież już widzę, jak wpadam na ogrodzenie i łamię sobie nogi. Ale cóż, Gosia to nie imię, to styl życia. Cudem wyszłam cało z tego rodeo, jakie właśnie zapodał mi mój „zwierzaczek” i nie chcąc już kusić losu, zsiadam z konia.

– Weź się odsuń, nie wiem, usiądź sobie na ławce, bo twoje praktyki nic dobrego tu nie wniosą. Czy ty nie rozumiesz, że właśnie pokazałaś mu, że może zrobić z tobą, co chce? Najlepiej sobie zsiąść i poklepać go po szyi.

– Wyobraź sobie, że wolałabym jeszcze trochę sobie pożyć.

– Daj mi tego konia, zaraz mu pokażę, jak powinien się zachowywać. A jak nie wiesz, co teraz robić, to poucz się do matury.

Pokazała.

A i matura poszła nam elegancko.

CHCIAŁBYM COŚ TERAZ WIEDZIEĆ NA PEWNO. TO MOJA UDRĘKA, TO JEJ SEDNO

W powietrzu czuć koniec lata. Z facetem, który prowadzi samochód łączy mnie jedynie dobra zabawa i sympatia. Wracamy z jeziora, moje włosy rozwiewa letni wiatr, a myśli zajmuje jego jutrzejszy wyjazd za granicę. On odbiera telefon, ja odrywam wzrok od krajobrazu. Dostrzegam samochód stojący na środku jezdni, skręcamy na przeciwny pas, pojazd z naprzeciwka mignął mi przed okiem, jak i całe życie, znowu skręt w lewo, rów. Lecimy. Ta chwila trwa za długo, niech już będzie po wszystkim. Wylądowaliśmy. Poduszka powietrzna uderzyła z impetem w moją rękę. Samochód do kasacji, my cali i zdrowi. Jeszcze nie pora umierać.

Wyjechał na trzy miesiące.

WIEM TYLKO, ŻE WSZYSTKO SIĘ ZMIENIA

Wrócił. Wyciągnął małe pudełeczko, uklęknął.

– Lidio, zechciałabyś zostać moją żoną?

– Tak.

COŚ JEST, A PÓŹNIEJ TEGO NIE MA

Sylwester z przyjaciółmi. Chwilę przed dwunastą.

– A pamiętasz, jak po wf-ie wsadziłam ci pół boiska babki lancetowatej w kanapkę?

– Chyba żartujesz! I dowiaduję się o tym po dziesięciu latach?! – Nie mogę przestać się śmiać.

– Człowieku, jak teraz przypomnę sobie, jak ty się zajadałaś tym sandłiczem, to mnie ciarki przechodzą. Dobrze, że ty jeszcze żyjesz! – Koleżanka wybucha śmiechem.

TO NIE ŚCIEMA, KAŻDA HISTORIA MA SWÓJ DYLEMAT

– Kurwa, dwie kreski – rzucam ze łzami w oczach do P.

– Spokojnie, pójdę do apteki, kupię jeszcze jeden test. Nie martw się – pocieszył mnie przyjaciel, głaszcząc po głowie.

Na pozostałych pięciu również wyszły dwie. Fajnie, będę mamą. Przecież ja nie potrafię w macierzyństwo.

MA SWÓJ POCZĄTEK I KONIEC JAK POEMAT, NOWY TEMAT, KRĘCI I NĘCI, A PÓŹNIEJ UMIERA

– Ciąża pozamaciczna – rzekł lekarz.

– Bardzo mnie boli – odpowiadam, skręcając się z bólu. Strach paraliżuje moje myśli.

– Natychmiast trzeba robić laparoskopię.

***

– Już wszystko w porządku – mówi mama. – Wykrwawiałaś się już na stole operacyjnym, niestety pękł ci jajowód, ale spokojnie, drugi masz zdrowy.

– To tłumaczy dlaczego tak błogo się czułam przed samą operacją. Ale serio już się wykrwawiałam i w ogóle? Tak jak na filmach?

– Tak. I to wcale nie jest śmieszne, bo jakbyś później przyjechała do szpitala, to mogłoby cię już nie być.

– Łał! Chłopaki mi nie uwierzą! – wyparowałam żartobliwie, żeby zaoszczędzić zbędnego patosu, w końcu jest się z czego cieszyć, skoro jeszcze niedawno mogłam umrzeć. (oszukać przeznaczenie – klik)

NIC NIE TRWA WIECZNIE, NIEBEZPIECZNIE JEST WIERZYĆ W TO, ŻE COŚ TRWA WIECZNIE

Jeszcze rok temu siedzieliśmy na plaży, śmialiśmy się z zabawnych historii i jedliśmy grillowane kiełbaski. Latem tęsknię najbardziej.

Dlaczego dziś, zamiast palić papierosa w Twoim towarzystwie, odpalam ten cholerny znicz?

DOBRE MOMENTY? JAK FOTOGRAFIE, CHOWAM W SWEJ GŁOWIE JAK W STAREJ SZAFIE

– Na trzy, dwa, jeden… – szepnęłam do ojca. Złapał mnie pod ramię.

Z nas dwojga to ja tu jestem tą, co zaraz będzie składać przysięgę, a jeszcze muszę dodawać otuchy tacie. Kroczyliśmy środkiem kościoła. Nie wiem o czym w takich chwilach myślą panny młode, ale ja nie mogłam wyzbyć się wrażenia, że w kąciku moich ust została resztka ketchupu z kanapki, którą jadłam tuż przed włożeniem sukni ślubnej. Po swojej prawej stronie dostrzegłam wszystkich tych, którzy obiecali być zawsze. Wydawałoby się, że jeszcze niedawno świętowaliśmy zdane egzaminy gimnazjalne. No cóż, dzisiejszy melanż będzie trochę grubszy. Ojciec przekazuje moją rękę M, który do tej pory stał dumnie przed ołtarzem, nie ukrywając tego swojego zawadiackiego uśmiechu.

– Usiądźcie – powiedział ksiądz. Gosia poprawiła mi welon. Czułam się pewniej, mając najlepszą przyjaciółkę za plecami.

kilka minut później

– M, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Dlaczego to nie chce wejść na twój palec?! – nieudolnie próbuję wcisnąć pierścionek na serdeczny palec prawie-męża.

I TAK PŁYNIE CZAS, NIE DOGANIA NAS

Wracam z pracy, odtwarzając w głowie dzisiejszą rozmowę z klientką:

– Czy moglibyśmy wrzucić mojego psa w środki trwałe? – pyta.

– Aaaa…eeeee….yyy…? – Nie wiem, co odpowiedzieć. Serio? Jak? Pytam się, jak tacy ludzie są w stanie prowadzić własną działalność. – Nie.

– Mój kolega ma firmę transportową. Trzyma przyczepy na ogrodzonym terenie, którego pilnuje pies. I on sobie wrzucił tego psa w środki trwałe. Czemu ja nie mogę?

– Bo jest pani prawnikiem? I ma pani yorka?

Z zamyślenia wyrywa mnie głos kobiety. Należy zaznaczyć, że najgorszą rzeczą, jaką można usłyszeć w zapchanym tramwaju, kiedy stoisz obok dziecka z matką, jest: „niuniu, chcesz bananka?”. Kurwa, gorzej być nie może. Zaraz każdy w pobliżu będzie usmarowany bananem.

Lubię swoje życie. Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, uwielbiam moją pracę. Jednak są takie dni, kiedy zawieszam wzrok za tramwajową szybą,  i tęsknię za czasami, kiedy moim jedynym problemem była klasówka z fizyki.

W KAŻDYM Z NAS, CZAS ZATRZYMUJE SIĘ NIE RAZ

Wchodzę do domu, zastanawiając się, jak zmyć z ubrania plamy po bananie. Otwieram drzwi sypialni, a moim oczom ukazuje się taki obraz:

Na rogu jednorożca wisi karteczka:

Czymże jest 5 dni w skali 28 lat? Niczym. Wszystkiego najlepszego Morrisku!

Kochający Adaś.

Kiedy dziękowałam bratu za przedwczesny prezent, z radia dobiegała znajoma melodia: „Every single day”.

Wspaniale znów poczuć się dzieckiem.

Tak fajnie jest rzucić dmuchanego jednorożca na delikatnie falującą wodę jeziora, nad które przyjeżdżałeś rok w rok odkąd tylko pamiętasz, rozłożyć się wygodnie na jego gumowym grzbiecie i zatopić się we wspomnieniach. Chwilach, które zawsze będziesz pamiętać, czując ciepło w okolicach serduszka. Za którymi będziesz tęsknić. Bo one już nigdy nie wrócą. Jednak świadomość, że ludzie, którzy je tworzyli, wciąż są przy Tobie, by kreować nowe wspomnienia, jest iście pokrzepiająca.

nagłówki akapitów – „Otwieram wino” Sidney Polak & Pezet
Udostępnij