życie codzienne, ludzie

CZŁOWIEK CZŁOWIEKOWI WILKIEM A KIWI KIWI KIWI

Zrobiłam to. Pomimo ostrzeżeń brata, żebym nie odpalała tego filmu, bo tylko się zdenerwuję. Po dwóch dniach, kiedy to po raz kolejny link do video rzucił mi się w oczy, ciekawość wygrała. I wcale się nie zdenerwowałam.

Ja się wkurwiłam.

Mowa o filmie nagranym przez pasażera autobusu, w którym grupa ludzi linczuje dziewięćdziesięciolatka podróżującego z rowerem, nakazując mu wysiąść z pojazdu, coby matka z wózkiem mogła zaparkować swoją karetę w wyznaczonym do tego miejscu.

Abstrahując od tego, że miejsca w autobusie starczyłoby dla starszego pana, roweru, matki, wózka, Drużyny Pierścienia oraz Ani Lewandowskiej taszczącej wszystkie dziesięć tysięcy lunch boxów dla męża, zachowanie pasażerów było impertynenckie i prostackie do tego stopnia, że mało wylewu nie dostałam, patrząc na to, co tam się odpierdala.

Mało tego, że ci ludzie darli się na staruszka, oni go wyzywali, żartowali sobie z niego, a jeden z mężczyzn zaczął go nawet szturchać. Tak, dziewięćdziesięciolatka, który opierał się o rower, służący mu do przewozu zakupów.

Ten wylew miotających mną emocji mogłabym zakończyć w tym momencie, bo nie od dziś wiadomo, że człowiek człowiekowi wilkiem a kiwi kiwi kiwi, i nie ma co dalej drążyć. Ale może jest wśród Was ktoś, kto będzie kiedyś świadkiem takiej sytuacji i stanie w obronie słabszych. Patrząc na tę awanturę, zastanawiam się, co zrobiłabym w pierwszej kolejności. Przytuliłabym starszego pana czy przyłożyłabym torebką w szczekający łeb dziewczyny a później gościa, który szarpał dziewięćdziesięciolatka.

matki i madki

Mam przyjaciół i znajomych, którzy są rodzicami. Jedni rozumieją, że posiadanie dzieci nie jest równoznaczne z ratowaniem świata, inni mniej. Albo wcale. Dlatego też tak ciężko im ogarnąć, że nie są ważniejsi od reszty społeczeństwa.

Skłamałabym, mówiąc, że nie lubię dzieci. One są mi obojętne jak reszta ludzi, z którymi nie łączą mnie żadne relacje. No może trochę bardziej obojętne, bo z dorosłym człowiekiem szybciej nawiążę jakiś kontakt niż z niemowlęciem. Mam namyśli codzienne uprzejmości, jak chociażby powiedzenie „dzień dobry”, kiedy wchodzę do spożywczaka po kostkę żółtego sera lub „przepraszam”, kiedy chcę wysiąść z zatłoczonego metra. Niemowlaki leżą sobie w wózkach i po prostu są. Ot, małe, pomarszczone ziemniaczki.

Wiem, że dla Ciebie, jako rodzica, Twoje dziecko jest najważniejsze (no chyba że masz na nazwisko Trynkiewicz, to wszystkie dzieci, hy hy), ale miło by było, gdybyś zrozumiał/a, że dla innych ludzi jest raczej obojętne.

W sytuacji, gdy podróżuję komunikacją miejską czy stoję w kolejce do kasy, zawsze ustąpię miejsca kobiecie w ciąży, a nawet oddam jej moje naklejki z Gangu Świeżaków. Tak samo, jak przepuszczę starszą osobę czy Sebę, który chce tylko kupić pieprzoną butelkę piwa, ale świat po raz kolejny spłatał mu psikusa w postaci nieodpowiedniej pory dnia i tuzina wypełnionych po brzegi wózków z zakupami. Kac nie wybiera. I ja to kumam, rozumiem, szanuję, stań przede mną panie Seba, bo z moim koszyczkiem to się trochę zejdzie.

I przypominam o umiejętności, którą nabywamy już w najmłodszych latach naszego życia, to jest mówienie. Czasem wystarczy po prostu zapytać, czy ktoś mógłby nas przepuścić, ustąpić miejsca, powiedzieć, która jest godzina, zamiast burzyć się i rzucać obelgi, bo ktoś śmiał być zbyt zajęty swoim życiem, żeby ogarnąć, co się wokół niego dzieje.

Bądźmy po prostu ludźmi. Bądźmy dla siebie uprzejmi. Tak jest lepiej, serio.

Jechałam ostatnio tramwajem. To znaczy ja ciągle nim jeżdżę, nie żeby to był jakiś wyjątkowy dzień. Zajęłam miejsce siedzące i uszczknęłam krztę eskapizmu w postaci przeniesienia się do świata bohaterów książki. Oderwałam na chwilę wzrok, bo tuż nade mną stanęła kobieta z dzieckiem. Jak na moje oko miało od 4 do 12 lat, nie wiem, nie znam się. Zauważyłam, jak wszyscy wokół zaczęli wstawać ze swoich miejsc. Nim się obejrzałam również stałam na nogach, to taki naturalny odruch. Ku memu zdziwieniu, matka dziecka podziękowała, kazała mi wrócić na miejsce, tłumacząc, że jeśli Krzyś miał siłę biegać całe południe po placu zabaw, to tym bardziej da radę postać kilka przystanków. Powiem szczerze, że Marysia z „Każdy ponad każdym” nie była bardziej w szoku niż ja wtedy. Przez kolejne kilka chwil podsłuchiwałam, w jaki sposób Krzyś ma się trzymać w autobusie i jak ma rozkładać ciężar ciała, żeby w razie ostrego hamowania nie upaść.

Żyj i daj żyć innym

Oburza Cię widok karmiącej matki w  miejscu publicznym? To nie jest tak, że ona ma taki kaprys i właśnie w tym momencie nie marzy o niczym innym, jak o wystawieniu na wierzch swojej piersi, bo ma taki fetysz, że lubi pokazywać. Niemowlakowi nie można wytłumaczyć, że obiad będzie, jak się ziemniaki ugotują, czyli za pół godziny lub dłużej (koszmar dzieciństwa). Chyba że jesteś mamą Madzi, wtedy w ogóle nie przejmujesz się dzieckiem.

Są kobiety, które wybierają ustronne miejsce i dyskretnie wywalają tego cycka, coby dzieciak się najadł. Uwierz, że taka sytuacja również jest dla nich krępująca, tym bardziej, że nie w każdym przypadku mają możliwość skorzystania z odosobnionego miejsca.

Pełno jest też takich matek, które charakteryzują się wszystkomiwolnizmem, a wtedy jeb, dostajesz z zaskoczenia od przyssanej do nagości rzeczywistości, którą delikwentka poklepie po pleckach, żeby się odbiło, czasem się uleje, ale weź się nie przejmuj, zajmij się swoim sushi, na które wydałeś kupę kasy, co z tego, że właśnie straciłeś apetyt. Karmienie piersią to naturalna czynność, nie ma się czego wstydzić, taka biologia. Dlatego jak idę do toalety w restauracji, to nie otwieram drzwi na oścież i nie uśmiecham się znad tronu, machając do obcych osób.

Znam ludzi, których denerwuje szczekanie psa, mnie natomiast wkurza wrzask gówniaków. Rozumiem jednak, że dzieci to dzieci, bawią się, ekscytują i przy tym wydają różne dźwięki. Może mnie to mierzić, ale jest to wyłącznie mój problem, bo takie zachowanie jest naturalne. Analogicznie szczekanie mojego psa nie jest dla mnie kłopotliwe, dla niego również. Ludzie mówią, psy szczekają. Deal with it.

Szacunek i zrozumienie

Czy nie można było, tak po ludzku, podejść do starszego pana, uśmiechnąć się i powiedzieć:

„Przepraszam pana, mógłby pan przesunąć trochę rower? Miejsca starczy dla nas dwojga.” ?

 

 

 

 

 

Udostępnij