życie codzienne, ludzie

MIKOŁAJ NA CAŁY ETAT

Budzi mnie gwar dochodzący z kuchni. Przez wpół otwarte powieki dostrzegam migoczące lampki choinkowe. Zrywam się z łóżka i biegnę do babci, coby upewnić się, że dziś jest Wigilia. Jestem wzorową uczennicą drugiej klasy podstawowej i mam na głowie bardzo dużo ważnych spraw, takich jak na przykład sprawdzian z matematyki po przerwie świątecznej, więc chyba trudno się dziwić, że nie do końca jestem pewna, jaką mamy aktualnie datę.

Tak! To już tego wieczoru! Miotam się szczęśliwa między mamą mieszającą w garnku barszcz czerwony, babcią lepiącą pierogi, a dziadkiem, który siedzi cicho w kącie i patrzy z pożądaniem na te wszystkie przygotowania, jakby liczył na jakąś próbę generalną przed świąteczną kolacją. Dziadek każdej wigilii trenuje swoją silną wolę, a należy wiedzieć, że jest mistrzem silnej woli i drobnym łakomczuszkiem. To znaczy drobnej budowy to on nie jest, po prostu ma słabość do kuchni babci. Biegnąc do mojego pokoju, daję dziadkowi pstryczka w nos, przytulam się do niego i szepczę do ucha:

– Dziadku! Już niedługo! Bądźże mężczyzną, dasz radę poczekać do wieczora! Idziemy na sanki! Obiecałeś!

– Ja tylko tak sobie patrzę, wiesz, żeby sprawdzić, czy dziewczynom dobrze idzie. Zakładaj kombinezon i budź Adasia, zaraz wychodzimy.

Dwa razy nie trzeba było powtarzać, rzucam się na brata i potrząsam jego głową, drąc się, że sanki time!, wstawaj mały grubasku, bo później to już tylko Gwiazdka i prezenty. Ten oczywiście już mi z prawego sierpowego zapodaje szkołę życia, ja go walę w łeb maskotką, ale miota się tam w tej pościeli i pyskuje, to go Action Manem po głowie kontruje, by w końcu wstał i ubrał się w to śmieszne ubranko.

Nienawidzę zimy. Nie cierpię. Ale lubię zjeżdżać na tych drewnianych skurczybykach z ośnieżonej górki. Więc podążam za dziadkiem, w uszach skrzypi dźwięk rozdeptanego śniegu, zamarzam od wewnątrz, bo już mi się wszystkiego odechciało, ale wiem, że jeszcze kilka minut i dotrzemy do Parku Skaryszewskiego. A tam to już hulaj dusza, piekła nie ma.

Ile razy ten mały gnój zepchnął mnie z górki, to nie zliczę. Ileż awanturek uskuteczniliśmy na tych sankach, a dziadek tylko stał cierpliwie na wzgórzu, głodny, bo bez śniadania, ale nigdy nie stracił cierpliwości. Za to jak krzyknął, że pora wracać, to wraz z bratem staliśmy sztywniutko gotowi na tę podróż do ciepłego domku. Domu pełnego światełek, miłości, pysznego jedzonka i świątecznego ciepła. I te pieprzone rękawiczki. Babcia się uparła, że muszę mieć takie na sznurkach, żeby się nie zgubiły, ale one były zimne i wilgotne przez śnieg. Dzidek kazał mi je zakładać na ręce, ale kiedy pokazałam, że nie da rady, bo to jakiś wytwór szatana, to oddawał mi swoje. Trochę za duże, ale ciepłe.

Po powrocie do domu czekaliśmy na pierwszą gwiazdkę i wtedy zawsze przychodził Mikołaj, który zostawiał dla nas prezenty w piwnicy. Nigdy nie mogliśmy zrozumieć, czemu ten człowiek nie wpadał do nas na chatę, coby wypić ciepłe kakao, ale tata tłumaczył, że bardzo się spieszy, bo jeszcze dużo dzieci zostało bez prezentów. Więc to było logiczne jak wzór na deltę.

A kiedy już przyjechała moja ciocia z wujkiem i kuzynkami, to wszyscy siedzieliśmy przy wigilijnym stole i ciężko było usłyszeć, co akurat ktoś ma do powiedzenia, bo wszyscy mieli bardzo dużo. Dziadzio w końcu mógł coś zjeść, a że od rana miał post, to gwar przerywał donośny głos: „Daj mi tego śledzika w sosie pomidorowym, tego jeszcze nie próbowałem”.

Później to już standardzik – kłótnia z rodzeństwem o to, kto pozmywa naczynia, żeby podać ciasto i kiedy w końcu będą prezenty. A potem długie wieczory z moją kuzynką, kiedy otulone ciepłem jeszcze rozgrzanego piekarnika i subtelnym światłem kuchennej żarówki, bawiłyśmy się swoimi Furby.

A później zasypiałyśmy pod ciepłą kołderką, nie mogąc doczekać się pierwszego dnia świąt, kiedy znowu usłyszymy ciepły gwar dochodzący z kuchni, dźwięki ustawianych na stole talerzy i pełne miłości uściski dziadków.

To będą drugie święta bez Ciebie. Drugie święta bez Twojego zarostu na moim policzku i silnych ramion, które chroniły mnie przed całym światem. Ale spędzimy je razem, bo zawsze będziesz w moim serduszku. Jesteś moim bohaterem, a bohaterowie są nieśmiertelni. Więc przestań z łaski swojej podjadać te pierogi, Dziadku.

Udostępnij