dark story życie codzienne, ludzie

WALIZKA

Był późny wrześniowy wieczór, kiedy jechaliśmy z bratem na wieś. To znaczy on jechał, ja zaś duchem wędrowałam po najjaśniejszych zakamarkach mojego umysłu, szukając bezpiecznego schronienia dla moich myśli, aby odwrócić ich uwagę od zbliżającej się stłuczki lub, co gorsze, rozlania piwa w samochodzie. Było to bez większego znaczenia, bo obie sytuacje prowadziły do mojego uszczerbku na zdrowiu, z tym że browar na wycieraczce zwiastował poważniejsze kłopociki. Nic tak nie wyprowadza Luszyna z równowagi, jak niemiecka motoryzacja i bałagan w aucie. O tym drugim wiem dużo i mogłabym pisać elaboraty na ten temat. Ze sobą w roli głównej rzecz jasna. To jednak nie moja wina, że nie potrafię podróżować z nim na trzeźwo, kiedy siedzi za kółkiem. Raz spróbowałam i dziękuję bardzo.

Zryw miokloniczny – jest to uczucie spadania we śnie. Chyba każdy z nas choć raz w życiu go doznał. Nieprzyjemnie prawda? Właśnie opisałam, jak czuję się podczas podróży samochodem z Luszynem.

– Dobra, aż mi się ciebie zrobiło szkoda. Zjedziemy z trasy i pojedziemy wiejską drogą – powiedział brat, kiedy ze strachu zaczęłam już sapać jak mops.

– Ta wiadomość to najpiękniejszy prezent, jaki kiedykolwiek od ciebie dostałam – odrzekłam z ulgą, czując się, jakbym właśnie rozpakowała podarek świąteczny.

Zjechaliśmy z trasy, skręcając w drogę biegnącą przez las. W głośnikach rozbrzmiało: ,,Night In White Satin” The Moody Blues, podkreślając melancholijny nastrój odchodzącego lata.

– Nie rozumiem – rzekłam bardziej do telefonu niż do brata.

– Powiedz mi coś nowego, Debilu – wyszydził.

– Napisałam twojemu szwagrowi najbardziej wzruszające wyznanie miłości, na jakie wpadłam podczas ostatnich dziesięciu minut, a on mi odpisał, że nigdy się nie zmienię i sad reaction.

– No znając ciebie, to wysłałaś mu tekst piosenki Peji: ,,Bez ciebie, jak na głodzie, jestem nieźle wpieprzony. Uwikłany w pajęczynę miłości, odurzony. Uwikłany bardzo mocno i do tego odrzucony… Chcę tak bardzo pierdolić się z Tobą…”.

– O, dobre! Wykorzystam następnym razem. Napisałam mu, że zajebałam się w nim jak o szafkę. Czyli mocno. Dlatego nie rozumiem oburzenia – westchnęłam.

– Mi się podoba – powiedział Luszyn z aprobatą.

– Ej, zatrzymaj się! Jakiś facet z walizką łapie stopa. Zróbmy dziś dobry uczynek, jest piąteczek, ludzie powinni być dla siebie uprzejmi.

– Ty chyba nie oglądałaś strasznych filmów, co? – Naskoczył na mnie, jednak zwolnił, jakby się trochę wahał.

– Nie gadaj głupot, weźmy go, pliska.

– Jeszcze będę tego żałował, ale dobra, masz rację, trzeba pomóc.

Zatrzymaliśmy się. Półmrok przysłaniał nieco widoczność, a mnie przeszedł niespodziewany dreszcz strachu. Adaś zrobił gest ręką, na znak, że zaprasza gościa do samochodu, po czym wysiadł z auta, żeby spakować jego walizkę do bagażnika.

– Proszę zostawić. Usiądę z przodu, bo inaczej się nie zmieszczę z tym bagażem – oznajmił nieznajomy.

Luszyn spojrzał na niego z niezrozumieniem, a ja przeniosłam się do tyłu, uznając, że to w sumie bezpieczniejsza opcja, przynajmniej nikt mnie nie zacznie dusić podczas drogi. Na zewnątrz było czuć chłodny powiew wiatru, więc szybko zamknęłam drzwi. Ruszyliśmy przed siebie. Spotkaliśmy się z Adasiem spojrzeniami w lusterku i odbyliśmy krótką konwersację bez słów, z której wynikało, że sytuacja jest co najmniej dziwna i jesteśmy bardzo ciekawi, co typ ma w tej walizce. Skinęłam głową na znak, żeby pytał. Odpowiedział zdecydowanym mrugnięciem.

– Co pan ma w tej walizce? – Luszyn próbował zakamuflować drżenie głosu entuzjastycznym tonem.

– Chuj cię to obchodzi – skwitował nieznajomy.

No to pięknie. Ze wszystkich rzeczy, jakie udało mi się spieprzyć, podjęcie decyzji o zabraniu autostopowicza było najgorszą z nich. Zaczęłam sobie przypominać wszystkie horrory, jakie wspólnie oglądaliśmy i uświadomiłam sobie, że jakby ich główni bohaterowie chcieli zabrać nieznajomego z tajemniczą walizką nocą, w środku lasu, to wrzeszczelibyśmy, żeby tego nie robili.

– Może trochę grzeczniej, w końcu wyrządzamy panu przysługę – odpowiedział poirytowany Luszyn, a nasze spojrzenia znowu spotkały się w lusterku.

Tym razem z wyrazu twarzy mojego brata wyczytałam: ,,jak tylko dojedziemy na miejsce, to cię zabije” i przebiegły uśmieszek. Przełknęłam głośno ślinę. Jechaliśmy w milczeniu, a ja zastanawiałam się, co mi w tej wariackiej jeździe po trasie przeszkadzało. Wzięłam łyk piwa. Po chwili zastanowienia przechyliłam butelkę i wypiłam duszkiem całą zawartość. Im dłużej sunęliśmy tą nieoświetloną drogą, tym bardziej było mi zimno. Sięgnęłam do torby po kolejną butelkę i wtedy wpadłam na pomysł, żeby poczęstować też nieznajomego buca.

– Chce pan piwko? – wypaliłam radośnie.

– Nie – odrzekł krótko.

– A powiesz gościu, co masz w tej walizce? – Adaś nie dawał za wygraną.

– Już mówiłem, chuj cię to obchodzi.

– Tak się składa, że siedzisz w moim samochodzie, którym wiozę twoją zasraną dupę i chciałbym wiedzieć, co masz tam tak ważnego, że to ukrywasz.

– Chuj cię to obchodzi.

Wyjechaliśmy z lasu. Droga biegła przez pola. Zorientowałam się, że od dłuższego czasu nie minął nas nawet jeden samochód. Poczułam dreszcz przebiegający przez kark. Co jeśli typ ma w tej walizce jakieś zwłoki? Dlaczego nie może nam po prostu powiedzieć?! Zaczęłam panikować, a wypity alkohol jakby ze mnie uleciał. Czemu ten gościu jest taki dziwny, co on tam ukrywa?! Pytania nawarstwiały się w moich myślach i poczułam, że już nie wytrzymam.

– Powiedz, co masz w tej walizce – nakazałam.

– Chuj cię to obchodzi.

– Odezwij się tak jeszcze raz do mojej siostry, to ci zajebie. Co masz w tej walizce, odpowiadaj, albo wysiadasz.

– Chuj cię to obchodzi.

– No to wysiadasz – powiedział Luszyn, zjeżdżając na pobocze.

Włączył światła awaryjne i otworzył drzwi z rozmachem. Przez przednią szybę widziałam, jak idzie na pełnej, żeby wyciągnąć typa z samochodu. Przez moment to nawet współczułam temu dziwakowi, bo sama kiedyś byłam na jego miejscu. To był jeden z tych razy, kiedy uświniłam Adasiowi tapicerkę kebabem. Na myśl o tym wspomnieniu aż się wzdrygnęłam i zaczęłam się zastanawiać, kogo bardziej się w tej chwili boję: Luszyna czy typa z walizką. Kiedy zobaczyłam, jak go wyciąga z fury, to już byłam pewna, że brata. Ten chory typ mało kapci nie zgubił, jak zaczął uciekać przez te pola. Doginał szpagatami jak Justyna Kowalczyk na olimpiadzie. Kamień spadł mi z serca. Podeszłam do przodu, żeby usiąść na fotelu pasażera. Adaś zatrzasnął za sobą drzwi i ruszył z piskiem, wkurzony jak nasz stary, kiedy na obiad nie ma schabowych.

– Ty, Mordo – rzuciłam do brata. – Zostawił walizkę!

– O kurwa! Otwieraj ją, szybko!

***

– No i co było w tej walizce?! – zapytała przyjaciółka po wysłuchaniu historii z zapartym tchem.

– Chuj cię to obchodzi.

Udostępnij