rękawiczki życie codzienne, ludzie

PADAŁ ŚNIEG

Padał śnieg. W jej uszach rozbrzmiewał rytmiczny tętent kopyt i szum fal. Styczniowe słońce ledwie wynurzało się zza horyzontu, delikatnie oświetlając łebską plażę. Już dawno nie czuła się taka wolna. Na jej twarzy malował się szeroki uśmiech, kiedy popuściła luźniej wodze. Galop przerodził się w cwał i poczuła mroźny wiatr smagający jej policzki.  

Faraon – gniady angloarab, wyciągnął majestatycznie galop z właściwą dla swojego imienia gracją. Z jego rozgrzanych chrapek buchała para, a łeb rytmicznie poruszał się na luźniej wodzy. Spod jego kopyt z impetem wyskakiwały kolejne tumany śniegu. Bryknął delikatnie, wyzwalając tym gestem pokłady szczęścia i podniecenia, po czym przyspieszył. Pędzili tak pustą plażą, zbliżając się do łebskiego zameczku z czerwoną dachówką. Niezauważalnie ściągnęła wodze, a koń w jednej chwili zwolnił, po czym stanął, zataczając przez chwilę niespokojne kółka. Wysunęła but ze strzemienia i przełożyła nogę do przodu, podciągając popręg.

Ruszyli w stronę zamku, w głąb plaży. Kiedy byli już przy bramie, zeskoczyła z siodła i przerzuciwszy wodze przez uszy zwierzęcia, dotknęła zmarzniętą dłonią jego ciepłych chrapek. Faraon położył łeb na jej szyi. Popatrzyła w jego poczciwe, brązowe oczyska. To były dobre, mądre oczy. Ufała im, czuła się przy nich bezpiecznie. Gładziła jego szorstką sierść, ogrzewając ręce. Kiedy sięgnęła do kieszeni kurtki po kawałek jabłka, koń nagle poderwał niespokojnie łeb. Spojrzała w bok i wtedy to dostrzegła. Poczuła, jak serce podchodzi jej do gardła.

TO BE CONTINUED

Udostępnij